26 maj 2010

Dzień Mamy


Specjalnie dla mojej Mamusi:

 

21 maj 2010

Kefirnyj grib

Wczoraj Dimuha (zapalony kolekcjoner wszystkiego) przyniósł do domu kolejne dziwactwo: grzyba kefirowego. Dostał go od zaprzyjaźnionej kucharki w bufecie pracowym. Ma on niby wytwarzać kefir, wystarczy wlać litr mleka do grzyba, a za dwa dni zlewa się litr kefiru. Powiedziałam Dimusze, co ja o tym pomyśle sądzę: po pierwsze, wolę mleko. Po drugie, gdzie tu oszczędność i zysk, jeśli litr kefiru kosztuje 22 ruble, a litr najtańszego mleka 24? Ale Dimuha i tak przytargał tego grzyba, powiedział, że tylko "na troszkę". 
I co? Grzyb pachnie wsią! Najprawdziwszą, taką z dzieciństwa, z łąkami, krowami, bańkami na mleko i myszami w stodole. Od razu go polubiłam. Mieszka sobie teraz w słoiku, ale właściwie powinniśmy go przenieść do większego, bo tu ma mało miejsca. Coś zaczął produkować, wikipedia mówi, że to nawet lepsze niż zwykły kefir. Polska wikipedia pod tym samym hasłem mówi w ogóle o czymś innym i podaje inny przepis, ale to rosyjski grzyb, więc zgodnie z rosyjskim przepisem zalewamy go mlekiem, (a nie wodą z cytryną i owocami suszonymi). Dimka zobaczył w internecie, że kosztuje 400 rubli i bardzo się ucieszył, że mamy takiego drogiego grzyba w domu. A tak on wygląda: 


Tam na górze jest grzybek, a na dole poboczny efekt jego życiowej działalności, czyli cud-kefir.

20 maj 2010

Przeminęło z wiatrem...

Właśnie z wiatrem uleciała cała moja dziś od rana zgromadzona wiedza. Za 10 dni egzamin, w głowie pusto, chciałam, żeby chociaż na papierze było więcej, toteż od rana jedną ręką wykonywałam prace domowe, a drugą pisałam konspekt. Rezultat: grzanki spalone na węgiel i konspekt, który uleciał z wiatrem z balkonu z 12 piętra... A do zachodu słońca jeszcze daleko i aż się boję pomyśleć, co może się jeszcze wydarzyć... 

17 maj 2010

Jak zniszczyć Moskwę - nowy Genplan

Tytuł zapożyczyłam od "Russkiego Reportiora". Duma Miejska przyjęła niedawno generalny plan rozwoju miasta do roku 2025. Bardzo kontrowersyjny plan. Wiele było wokół niego szumu, wiele protestów zwykłych ludzi, którym na sercu leży los Moskwy. W końcu wszyscy, którzy tu mieszkają, czują, że miasto się dusi, że duszą się w nim ludzie, że nie sposób tak dalej. Miało być lepiej. A będzie jak zawsze...


Moskwicze (wiem, wiem, Moskwianie, ale jak to brzmi!?) protestowali. Usiłowali wnieść poprawki. Usiłowali dyskutować i przekonywać. Bez skutku. Oczywiście, że bez skutku, bo w grę wchodzą wielkie pieniądze inwestorów budowlanych i można sie domyślać tylko, ile z transakcji zostało już zawartych potajemnie. Plan rozwoju miasta, tzw. Genplan, został napisany pod ustalone transakcje.

Mieszkamy w 14-piętrowym budynku. Wysoki? A gdzie tam! Ledwie go widać zza drapaczy chmur. Nasz sąsiad z prawej ma 26 pięter. Jak grzyby po deszczu rosną takie giganty. Imponujące, robią wrażenie. Ale... za nic w świecie nie chciałabym w nich żyć. A właśnie taka będzie zabudowa Moskwy w przyszłości. Czego nie zniszczono w czasach radzieckich, to zniszczą teraz biznesmeni.

"Russkij Reportior" przedstawił w ośmiu punktach, jak Genplan "zniszczy Moskwę". Zainteresowanych odsyłam do źródła Как убить Москву, a dla nieznających rosyjskiego robię maleńkie streszczenie:
1.Oddać miasto inwestorom - ich łupem padną nie tylko pustostany (takich w Moskwie praktycznie nie ma, zabudowany jest każdy kawałek powierzchni), ale i 40 % historycznego centrum miasta.
2.Wysiedlić dwa miliony ludzi - mieszkają w starych pięciopiętrowych budynkach z epoki Chruszczowa. W ciągu 20 lat te budynki mają zostać wyburzone. Na ich miejscu powstaną drapacze chmur z mieszkaniami dla zarabiających powyżej średniej. Mieszkańcy chruszczowek zostaną zakwaterowani POZA MIASTEM.
3.Pozbawić Moskwę historycznej  i kulturowej tożsamości - nie uwzględniono ochrony obiektów, których status zabytków jest w trakcie zatwierdzania. Znaczy, z czym do tej pory nie zdążono, to przepadło. Zielone światło dla inwestorów. W miejscu XIX-wiecznych kamienic staną biurowce.
4.Paraliż transportowy - samochodów coraz więcej, a miejsc parkingowych ani dróg nie przybywa. Już teraz średni czas dojazdu z domu do pracy dla wielu mieszkańców miasta to około 2 godzin. Dalej będzie już tylko gorzej. (Mała dygresja, ale właściwie na temat: z tym problemem borykam się i ja, choć nie mam samchodu. Kierowcy objeżdżają korki jeżdżąc przez podwórka chruszczowek. A zmotoryzowani mieszkańcy chruszczowek parkują na chodniku, bo nie mają gdzie. W rezultacie idąc do metra codziennie obserwuję babcie z zakupami, matki z wózkami i innych przechodniów idących po ulicy, a na odgłos zbliżającego się samochodu wciskających się w krzaki lub pomiędzy zaparkowane samochody na chodniku. Zanim dojdę do metra jestem już w złym humorze i klnę na czym świat stoi. A przecież, gdybym poszła w drugą stronę przez Leninskij Prospekt, to stałabym na światłach kilka minut, zanim sznur samochodów by sie nie zatrzymał, a później galopkiem musiałabym przebiec wielopasmową ulicę zanim światła zgasną. Babulki są z góry skazane na niepowodzenie w tych wyścigach).
5.Pozbawić Moskwę powietrza - Moskwa zielona jest tylko miejscami. Ma wprawdzie wiele pięknych parków, ale powietrze w mieście jest złe, a drzew jest o wiele za mało. Teraz częśc parków zostanie oddana pod zabudowę.
6.Pozbawić Moskwę turystów - bo baza hotelowa wprawdzie rośnie, ale w przedziale 4-5 gwiazdek. Tanie hotele i pensjonaty to rzadkość. Ale właściwie po co, zastanawiają sie autorzy artykułu: jeśli nie będzie żadnych zabytków poza Placem Czerwonym, to po co mają przyjeżdżać turyści?
7.Pozbawić Moskwę perspektywy - długo zastanawialiśmy się z Dimuhą, dlaczego tak przyjemnie spacerowało sie nam po Stambule. Też wielkie, wielomilionowe miasto, a przecież... później do nas dotarło: tam widać było horyzont, miało się wrażenie przestrzeni, zabudowa w centrum była raczej niewysoka, z każdego zakątka otwierał sie jakiś piękny widok. Moskwa coraz bardziej ma przypominać Nowy Jork - spomiędzy drapaczy chmur słońce nie będzie docierać. Nie będzie żadnej perspektywy, o horyzoncie już nie wspomnę, a zza ocalałych paru XIX-wiecznych domków widoczne będą biurowce ze szkła i betonu.
8.Pozbawić Moskwiczy prawa głosu - to już zostało osiągnięte. Głosu tych, których te zmiany dotyczą nikt nie wysłuchał....

11 maj 2010

Park Carycyno

Park Carycyno - niegdyś podmiejska rezydencja carycy Katarzyny Wielkiej, dziś park w ścisłych granicach miasta. I to jaki park! Piękny, zadbany, czysty. Jest w nim miejsce dla kultury, historii, sportu i lenistwa. Są budynki, łąki, las i woda. A do parku nie wolno wnosić alkoholu - może dlatego jest tu tak przyjemnie i czysto! :)

Park położony jest w okolicy stacji metra Carycyno. Ale sama stacja pełna jest wizerunków i haseł Rewolucji i Lenina, więc wcześniej chyba raczej nie mogła nazywać się Carycyno. Rzeczywiście, okazuje się, że wcześniej nazywała się Lenino.

Zresztą nazwa posiadłości też się zmieniała przez lata - najpierw Cziornaja Griaź, potem, ukazem carycy nazwę zmieniono na Carycyno, następnie na Lenino Dacznoje, a teraz znów - na Carycyno.

To wielki kompleks pałacowy, zbudowany w stylu gotyckim przez dwóch wybitnych architektów swojej epoki: Wasyla Bażenowa i Matwieja Kazakowa. Po kupnie posiadłości w 1775 roku (wcześniej należała m.in. do Godunowych i Romanowych), caryca kazała zburzyć te budowle, które już tam stały (nie było w nich paradnych schodów oraz sal balowych) i zbudować wszystko od nowa - jako swoją podmiejską rezydencję. Prace trwały, w międzyczasie Katarzyna Wielka zmarła, jej syn nie chciał tam w ogóle bywać i niewykończona posiadłośc zaczęła podupadać.

Ciekawostka - prace skończyły się po 200 latach! W 2003 roku.


9 maj 2010

Spasiba diedu za Pabiedu

- takie hasło rozlegało się dziś na naszym podwórku wielokrotnie, wzmacniane było okrzykiem "urra!" i na pewno (choć tego nie było słychać) jakimś napojem wyskokowym. Zewsząd płynęła bogoojczyźniana muzyka, sąsiedzi na balkonie naprzeciw grali na gitarze i śpiewali o bohaterskiej sławie, a nad naszym domem przeleciały helikoptery powracające z defilady:


Natomiast o 22.00 czasu moskiewskiego zaczął się pokaz sztucznych ogni (salut) i trwał całe 20 minut. Dimka chciał, żebyśmy obserwowali go ze strategicznego miejsca w centrum miasta, ale - dla mnie na szczęście - rozpętała się potężna burza i zostaliśmy w domu. Sztuczne ognie oglądaliśmy z balkonu na klatce schodowej, bo wychodzi akurat na MGU i Górę Pokłonną, która była jednym z tych miejsc, w których strzelano na wiwat. Zrobiłam zdjęcia, które są wprawdzie kiepskie i nie oddają ani trochę tego rzeczywiście pięknego widowiska, ale są potwierdzeniem moich słów, więc je tu zamieszczam!



Tym razem podkład dźwiękowy stanowiły nie oryginalne hasła czy muzyka wojskowa, ale entuzjastyczne okrzyki po wietnamsku. Nasi sąsiedzi wylegli na klatkę schodową wraz z zapachem swojej orientalnej kuchni oraz potomstwem i będąc w sile sześciu czy siedmiu osób zdominowali przestrzeń audio.
Ale jak powiedział Dmitrij Miedwiediew, to jest nasze wspólne święto, święto wszystkich narodów i wszystkich ludzi na naszej planecie. Urra!

7 maj 2010

Przygotowania do Defilady

Wszyscy mówią i piszą tylko o tym. Do znudzenia. Ale widać takie jest zapotrzebowanie w narodzie (w obu narodach). Dlatego umieszczę parę fotek, dających przedsmak tego, co nastąpi.
Może odnoszę się do tej Defilady tak sceptycznie dlatego, bo nie lubię militariów, imperializmu i patriotycznego patosu, ale może też dlatego, że 9 maja będę pracować i nie będę mogła - jak 90% wszystkich mieszkańców i gości stolicy - obejrzeć Defilady na żywo.

Oto Łubianka na kilka dni przed Defiladą. Od początku maja świętujemy, co oznacza tyle, że wszędzie powywieszane są okolicznościowe plakaty. Od takich wielkich, jak na zdjęciach poniżej, do małych plakacików na każdej budce i sklepiku. Ba, plakat "S Pabiedoj!" wisi nawet na sex-shopie, niestety, nie miałam ze sobą aparatu.


A poniższe zdjęcia to obrazki z próby na ulicy Twerskiej - jednej z najważniejszych ulic Moskwy, prowadzącej na Plac Czerwony:


Zdjęcia wykonała Katja w przerwie obiadowej, dziękuję!