31 sie 2011

Śpiące dziecko to...






Zasłyszane:
Dziecko pogrążone we śnie jest nie tylko urocze, ale i NARESZCIE!
:)

19 sie 2011

Gorki Leninskie

Marząc i planując daleką wyprawę postanowiliśmy, póki co, więcej poruszać się po Podmoskowiu. Kupiliśmy w tym celu przewodnik (a także składany wózek) i po krótkim zastanowieniu nasz wybór padł na Gorki Leninskie. I to był strzał w dziesiątkę (w przeciwienstwie do wcześniejszej chaotycznej wyprawy do Gżeli).
Droga do posiadłości Gorki (przydomek Leninskie jest oczywiście późniejszy) nie sprawia (niemal) żadnych trudności nawet, gdy jedzie się z małym dzieckiem w wózku. Żadnych dworców, elektryczek: metrem do stacji Domodiedowskaja, a stamtąd autobusem 439 do przystanku Posiołok Gorki Leninskie.
Na sporym terenie mieści się kilka muzeów, ale my zdecydowaliśmy się tylko na zwiedzenie głównej atrakcji - samego dworku. Majątek należał kolejno do Trubeckich, Beketowych, Buturlinych i Łopuchinych. W XIX stuleciu, w okresie, gdy należał do generała Pisariewa, został wybudowany w nim główny budynek, wraz z dwoma skrzydłami. Jego dzisiejszy wygląd jest zasługą ostatniej właścicielki, Zinoidy Morozowej, wdowie po słynnym rosyjskim przedsiębiorcy, Sawie Morozow. Ta postać wzbudziła moją sympatię i współczucie, na przekór opowieściom przewodniczki, oddanej całym sercem wyłącznie następnemu mieszkańcowi majątku, którym był - jak sama nazwa wskazuje - Lenin. Żył i umarł w Gorkach, a od lat 50. wycieczki młodzieży i ludu pracującego nawiedzały to miejsce jako niemalże kultowe. Obecność maski pośmiertnej Lenina oraz sakralność miejsc naznaczonych jego obcowaniem (tabliczka: "Tą drogą wielokrotnie prezejeżdżał W.I.Lenin") powodowały, że było to jedno z najczęściej zwiedzanych miejsc w Rosji. Teraz popyt na Gorki Leninskie jest znacznie mniejszy, zwiedzający są sceptyczni, a kwiaty przynoszą ze soba już tylko Chińczycy i miałam wrażenie, że pani przewodnik, choć usiłuje to skrywać, tęskni za minionymi latami. Była entuzjastyczna, gdy mówiła "oto dlaczego Lenin wybrał właśnie nasz majątek", pewien paternalizm wobec zwiedzających, pieszczotliwe "nasz majątek" i "wybrał" w odniesieniu do zajęcia cudzego mienia powodowało, że miałam wrażenie bycia na jakiejś szkolnej akademii. To wrażenie spotęgowały muzealne kapcie, które wkładało się nie wiadomo po co - posadzki były przykryte dywanami i bieżnikami zupełnie niepasującymi do reszty wystroju. A wystrój był w większości oryginalny, zachowało się wiele mebli i przedmiotów należących jeszcze do Zinoidy Morozowej. Lenin nie chciał nic zmieniać. W ustach naszej przewodniczki brzmiało to jak pochwała skromności wodza proletariatu, do moich uszu jednak dochodziło inne przesłanie: te luksusowe wnętrza Leninowi się podobały. Żył sobie ten idealista wcale wygodnie: własny kinoprojektor, wanna zrobiona na zamówienie w Wielkiej Brytanii, działająca na zasadzie termosa, eletryczność i telefon (psuł się i Lenin się złościł, a ja odczułam mściwą satysfakcję słysząc o tym), a w garażu... rolls-royce. Spał i przyjmował gości w jednym tylko pokoju, żeby "nie onieśmielać ich wyglądem pozostałych pokoi". Przeniknięci podniosłością miejsca na paluszkach przechodzimy przez pokój, w którym Lenin zmarł, oto łóżko na którym leżał. Wdowa zadzwoniła do komitetu partii, przyjechał Stalin, spał tuż obok, o tu, a tutaj były wystawione zwłoki...
Przewodniczka niechętnie odnosiła się do Zinaidy Morozowej, bo ta "była skąpa, liczyła każdą kopiejkę". Ale to właśnie dzieki niej posiadłośc Gorki rozkwitła i została wyposażona w najbardziej postępowe wynalazki tamtych czasów. Gdy zaczęła się rewolucja Morozowa stanęła przed wyborem: emigrować zabierając z sobą co się da, ale pozostawiając majątek na niewątpliwe zmarnowanie, albo zostać na swoich włościach mając nikłą nadzieję, że wszystko jeszcze się ułoży. Została. Z początku miała "glejt", pozostała w swoim domu. Potem przeprowadzono ją do 6-pokojowego mieszkania na Arbacie. Potem kolejno odbierano jej pokoje, wreszcie wylądowała w komunałce. Tam umarła. A w jej domu "skromnie" pomieszkiwał sobie wielki idealista, snując plany światowej rewolucji proletariatu. Brrr...
Oprowadzanie trwało ponad godzinę i pomimo wyuczonej recytacji przewodniczki, kapci muzealnych i linek, które odgradzały praktycznie wszystko, bardzo mi się podobało. Gorzej miał Dimuha, bo trzymał na rękach Sofkę, a ta - zachwycona - śpiewała sobie i gaworzyła, dlatego Dimka musiał pozostawać o jeden pokój w tyle.
W środku można fotografować tylko za opłatą, więc zdjęcia są plenerowe:






13 sie 2011

Cmentarz Nowodziewiczy

"Nowodziewiczej wycieczki" ciąg dalszy.

Cmentarz Nowodziewiczy to takie rosyjskie Powązki. Nekropolia, która odzwierciedla historię, na której spoczywają wielcy i sławni. Zaczęło się w XVI wieku, od pochówków na terenie Klasztoru Nowodziewiczego. Oto mogiła Denisa Dawidowa, generała i poety, który tłumił powstanie listopadowe:


Z latami rozrastający się Cmentarz Nowodziewiczy składa się dziś z czterech części. Jest piękny, szalenie ciekawy, zupełnie inny niż Powązki albo Cmentarz Łyczakowski we Lwowie. Zdecydowanie mniej skłania do refleksji, to raczej wielkie muzeum, przypomnienie historii. Nie ma tam lasu krzyży (zaledwie kilka), to bardzo świecki, bardzo ziemski cmentarz.




Sprawił na mnie takie wrażenie, jakby po śmierci wszyscy ci sławni ludzie nadal chcieli epatować swoją osobowością, oryginalnością, wielkością. Spacerując po tym cmentarzu wydawało mi się, że jestem na nadmorskim deptaku w szczycie sezonu, gdzie każdy chce "się pokazać".












Wiele tam wspaniałych, oryginalnych nagrobków, wiele prawdziwych dzieł sztuki. Między grobami chodzą wycieczki, przewodnicy opowiadają nie tylko biografie pogrzebanych tu sław, ale i tych, którzy tworzyli ich nagrobki. Choć widoczne są trendy nagrobkowe, to wiele jest też niezwykłych i oryginalnych obiektów, które streszczają życie zmarłego, a może nawet - podsumowują?




Wspaniałe swoim ciepłem (jak grób Nikulina) lub przerażające swoim tragizmem (jak grób żony Stalina) wszystkie mogiły to obiekty sztuki. Niektóre są bardzo oryginalne, niepowtarzalne, inne wpisują się w pewien kanon. Niestety, baterie w aparacie fotograficznym padły krótko po naszym wejściu na teren cmentarza. Utrwaliłam tylko pierwsze wrażenia. Musicie mi więc uwierzyć na słowo, albo pójść i przekonać się osobiście!











9 sie 2011

Klasztor Nowodziewiczy

Weekend był piękny, tak jak piękna była pogoda i sama Moskwa. Wybraliśmy się na zwiedzanie Klasztoru i Cmentarza Nowodziewiczego.

Klasztor Nowodziewiczy to żeński klasztor prawosławny, obecnie łączący w sobie funkcje monasteru i muzeum. Założony w 1524 roku przez cara Wasyla III jako dziękczynienie za zdobycie Smoleńska w 1514 roku. Ten żeński klasztor dla wielu kobiet okazał się więzieniem i zesłaniem: Wasyl III chciał tam odprawić swoją żonę Solominiję, która po dwudziestu latach małżeństwa nie wydała na świat dziecka. Carski rozwód był pierwszym tego typu w Rosji. Car poślubił młodą Jelenę Glinską, która urodziła mu syna, przyszłego cara Iwana Groźnego, a Solominija trafiła do klasztoru w Suzdalu i jako Sofija Suzdalska została włączona w poczet świętych... Tak się losy ludzkie toczą...
Klasztor Nowodziewiczy ze względu na nieznaczną odległość od Kremla stał się przydwornym klasztorem i miejscem zsyłek "niepotrzebnych" kobiet z rodziny carskiej. Najsłynniejszą jego więźniarką była Sofia, siostra cara Piotra I Wielkiego, która konkurowała z nim o tron. Zwycięzca w tej walce umieścił ją w klasztorze wraz z oddziałem strzelców, którzy mieli  zapobiec ewentualnemu wybuchowi nowego buntu. Później Piotr I zesłał do klasztoru także swoją żonę Jewdokię Łopuchinę.
W 1922 roku klasztor został zamknięty przez władze radzieckie i w jego murach powstało muzeum. W 1994 znów zaczął spełniać swoje funkcje religijne, a w 2004 roku został wpisany na listę Światowegoo Dziedzictwa Kultury UNESCO. W 2010 roku kompleks klasztorny przeszedł pod jurysdykcję Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
To takie ciche i nastrojowe miejsce w środku hałaśliwego miasta:














Nastrojowy spacer kontynuowaliśmy na Nowodziewiczym Cmentarzu, moskiewskim odpowiedniku Powązek. O tym będzie następny post.

4 sie 2011

Kra-so-ta

Mam świadomość, że już niedługo ten blog może zamienić się w fotoblog i to wcale nie będzie dobrze. Jednak tak jest najłatwiej i najszybciej, co w mojej obecnej sytuacji jest decydujące. Co jakiś czas wydaje mi się, że Sofka sięgnęła apogeum swojego rozwoju w zakresie utrudniania życia mamie, że dalej już będzie z górki, a tu się okazuje, że kolejny etap wymaga ode mnie jeszcze więcej uwagi i troski. Może byłoby mi lżej, gdyby nie drewniana posadzka w całym mieszkaniu, wyobrażam sobie, jak idealnie amortyzuje upadki wykładzina podłogowa... echhh. Dlatego posty pisane są tu coraz większą rzadkością: trzeba chwilkę się zastanowić nad treścią, trzeba mieć kolejną chwilkę, żeby tę treść wystukać... Fotografie sprawdzają się znacznie lepiej.
Moskwa jest piękna i brzydka jak każde stare, rozwijające się i przeludnione miasto. Te piękne miejsca są do obejrzenia w każdym przewodniku, ale brzydota podwórek też jest warta przedstawienia. Przy czym mowa o podwórkach zadbanych, co roku odmalowywanych kolorową farbą, która co roku po zimie będzie odpadać płatami. O dziwacznych klombach z kwiatami, wreszcie o zabudowanych byle jak balkonach, bo to przecież dodatkowy metraż, kto by na nim sadził kwiatki?! Oto kilka zdjęć z mojej okolicy spacerowej: