25 sty 2010

Podbój kosmosu i basen


Wczorajszy dzień spędziłam przyjemnie i aktywnie, a był to wytęskniony od trzech tygodni pierwszy całkiem wolny dzień. Cudowna, cholernie mroźna niedziela.


Przed południem pojechaliśmy na WDNH i obejrzeliśmy wystawę rzeźb lodowych. Było kilka „w stylu dowolnym”, ale większość poświęcona kosmosowi. Były tam rakiety, astronauci, latające spodki i ufoludki, a także bohaterowie „Gwiezdnych wojen”. Nawet był sputnik z Biełką i Striełką na pokładzie. Wszystko piękne, ale pod koniec spaceru na świeżym (i mroźnym!) powietrzu chciało mi się płakać – już nie po prostu z zimna, ale z bólu. Myślałam, że nos mi odpadnie. Dlatego szybkim krokiem poszliśmy zwiedzać Muzeum Kosmonautyki. Bardzo mi się tam podobało. Wprawdzie zbyt dużo było szczegółów technicznych, ale jeśli ktoś się interesuje podbojem kosmosu, to to muzeum jest idealne. Mnie podobała się ogólna koncepcja i rozplanowanie ekspozycji. Bałam się, że muzeum samo w sobie okaże się zabytkiem z minionej epoki, a tymczasem – wcale nie! No i zobaczyłam, jak wyglądają kosmiczne toalety!!! Zawsze mnie to interesowało. Niestety, nie mogę zaprezentować żadnych zdjęć, bo aparat odmówił posłuszeństwa. Zachęcam do obejrzenia na własne oczy. Poza kosmicznym kiblem zaciekawiły mnie także obiekty związane z początkiem procesu trawiennego, czyli kosmiczna żywność. Wszystko w puszkach i tubkach, podpisane, bo inaczej trudno byłoby się domyślić zawartości. Wiele było interesujących obiektów, a trochę straszne były te związane ze zwierzętami w kosmosie. Łajka nie przeżyła – zginęła z „przegrzania” po kilku godzinach lotu. Biełka i Striełka wróciły na ziemię, w muzeum na jednym z ekranów wyświetlany jest nawet film archiwalny dokumentujący tę chwilę. Pieski w stresie, choć podobno później ich życie – jako weteranów kosmosu - było bajkowe. Ich wypchane ciałka są umieszczone w gablocie w pierwszej sali muzeum. Poza tym w kosmosie były małpy, szczury i dużo innych zwierząt. O nich informacje muzealne są szczątkowe.


Po wizycie w muzeum wróciliśmy na obiad do domu, a potem był basen i sushi w towarzystwie Artioma i Maszki. Wieczorem byliśmy z siebie naprawdę dumni, bo rzadko kiedy udaje nam się w jednym dniu zmieścić program kulturalny, sportowy i rozrywkowy.


O basenie muszę napisać kilka słów, bo to dla mnie kolejny dowód absurdalności kraju, w którym przyszło mi żyć. Tak, tak… jest zima, (jak pisze Kocianna: „ciemno, zimno i do domu cholernie daleko”), toteż czasami męczy mnie depresja. I zaczynam narzekać na ten mroźny, niegościnny i barbarzyński kraj. Z basenem sprawy się mają tak: trzeba mieć SPRAWKĘ. Tak, kolejną. Tutaj trzeba mieć sprawkę na wszystko, nawet na kichnięcie. Sprawki na basen, jak zresztą żadnej innej, nikt nie robi u lekarza, tylko kupuje. To koszt około 450 rubli na 3 miesiące. Mając sprawkę idziemy na basen. Bez czepka ani rusz. Obowiązkowo. Kupiliśmy sobie czepki. Potem kupiliśmy bilety. Na seans. W ogóle, zanim się wejdzie do wody, to z tym magnetycznym biletem trzeba przejść przez kilka bramek. Kontrola, kontrola, kontrola. Po przejściu pierwszej i oddaniu wierzchniej odzieży do garderoby kierujemy się do okienka, gdzie pani uważnie ogląda bilet i uważnie ogląda sprawkę, po czym stawia na niej stempel. Potem można pójść do przebieralni. Tam bilet zamieniany jest u innej panienki z okienka na kluczyk do szafki. A stamtąd już blisko do upragnionej wody. Prysznic, korytarz, sadzawka dla obmycia stóp, w której nie wiadomo dlaczego leżą trzy cegły i jesteśmy! Oczywiście, przy wejściu na basen i wokół garderoby jest wielu ochranników, a jakże. Natomiast ratownika na basenie nie widziałam. Zdziwiłam się też, gdy Artiom powiedział, że ten basen został niedawno wyremontowany. Ja myślałam, że remont go dopiero czeka. Za to cena była przystępna – 200 rubli za godzinę pływania. To był basen w „Pałacu sportu” na Tekstilszczykach, następnym razem pójdę do „pantowej” Czajki na Parku Kultury, to może będę miała inne wrażenia.

22 sty 2010

Współczucie

- to nazwa niezwykłego pomnika, który stoi w podziemiu, przy wejściu na stację Mendelejewskaja. Upamiętnia zabitego w tym miejscu bezdomnego psa Malczika i woła o „ludzkie” traktowanie bezdomnych zwierząt. W moskiewskim metrze żyje około 500 bezdomnych psów. Historia zabójstwa pieska dokonanego przez młodą fotomodelkę wstrząsnęła Moskwą i sprowokowała debatę o prawach zwierząt. Na pomniku zawsze leżą kwiaty.

19 sty 2010

Nie na temat, ale miło :)

Właśnie wróciłam z zajęć w Instytucie. Wchodzę do sieci i czytam: (Cytat z www.tvn24.pl, artykuł „Hodowca narządów czy kosmiczny architekt”) „Jednak według brytyjskiego portalu, na rynku pracy w przyszłości znajdzie się jednak miejsce także dla humanistów, ale najlepiej interdyscyplinarnych. Jak na przykład etyk "nowej nauki", działający na styku medycyny, biotechnologii, genetyki i etyki. Biorąc pod uwagę temperaturę obecnych debat o klonowaniu, komórkach macierzystych, eutanazji, inżynierii genetycznej, zmianie płci czy zapłodnieniu in vitro, pracy im długo nie zabraknie” . Wychodzi na to, że idę z duchem czasu. A tyle się kiedyś nasłuchałam na temat „a co ty będziesz robić po tych studiach?” A teraz? – Zawód przyszłości :)

18 sty 2010

Spacer po Moskwie i Крещенские морозы

Крещенские морозы - gwałtowne ochłodzenie w okolicach 19 stycznia, czyli w dniu Chrztu Pańskiego. Tego dnia wszelka woda staje się święta, a na pamiątkę tego zdarzenia wielu wiernych kąpie się w rzekach, w przeręblach, które powinny mieć kształt krzyża. Mądrość ludowa odnotowała tę pogodową prawidłowość i wszyscy wokół od kilku dni wzdychali: aby tylko do kreszczeńskich mrozów, a później już jakoś będzie. Teraz termometr w yandex.ru pokazuje -23 stopnie. Taki mróz trzyma od wczoraj, ale mimo to poszliśmy na przechadzkę po Moskwie: I nic z tego. Fotografie nie chcą się ściągnąć. Może jutro się uda.

Rekord prezydenta :)

W Petersburgu od kilku lat odbywa się aukcja charytatywna „Azbuka”. Licytowane są na niej obrazy namalowane przez znanych Rosjan ze świata polityki i sportu. W zeszłym roku padł absolutny rekord w historii aukcji charytatywnych w Rosji: obraz namalowany przez premiera Władimira Putina został sprzedany za 36 milionów rubli. W tym roku do udziału w aukcji zaproszono Dmitrija Miedwiediewa. Serce mi się ścisnęło z obawy, że dzieło prezydenta dostanie niższą cenę. Byłaby to porażka pod względem prestiżu i popularności. A z tego tandemu władzy bliższy jest mi Miedwiediew. Prezydent powiedział, że niestety harmonogram zajęć nie pozwala mu na malowanie obrazu, ale z przyjemnością przekaże na aukcję wykonaną przez siebie fotografię. Panorama Tobolska zrobiona podczas kampanii prezydenckiej. I co!? Fotografia z autografem prezydenta została zlicytowana za 57 milionów rubli! Uff… Pieniądze z aukcji zostaną przeznaczone na potrzeby weteranów II wojny światowej oraz dla organizacji pomocy społecznej.

15 sty 2010

Ochranniki

Rosja to kraj wszelkiego rodzaju ochroniarzy, czyli ochranników. Niestety, świadczy to o poziomie społecznego zaufania i o potędze władzy. Każdy ochrannik też ma władzę – na swoim małym odcinku – i w pełni ją wykorzystuje. Może nawet nie każdy po to, by wyładować swoje frustracje, może niektórzy są po prostu służbistami, a innym wydaje się, że tak właśnie należy spełniać swoje obowiązki. To znaczy: ponura mina, podniesiony głos, brak szacunku. Ochranniki są obojga płci i w różnym wieku, ale niech nas pozory nie mylą: ochranniki płci żeńskiej i w wieku emerytalnym są chyba nawet bardziej zajadłe niż młodzi mężczyźni z kałaszami na ramieniu. Oni są wszędzie. Są przy wejściu do mojego domu i są przy wejściu do mojej pracy. Są w Instytucie, w którym się uczę. Są w bankach, centrach handlowych, ale też i w byle jakich supermarketach. Są w metrze i na ulicach. Ty jesteś podejrzany. Zawsze. Skrytki w sklepach nie są dla twojej wygody, ale żebyś schował tam plecak, bo jak nie schowasz, to znaczy, że chcesz coś ukraść i wynieść w plecaku. Walczę z nimi jak z wiatrakami. Szargam sobie nerwy, wyć się chce i na razie odnoszę porażki na niemal wszystkich frontach. Wczoraj wyskoczyła na mnie z krzykiem babuszka-ochrannik na uczelni. Dlaczego się u niej nie zameldowałam?! Dokumenty!! Goniła mnie po korytarzu jak przestępcę. Tym bardziej doceniam miłych panów ochranników z mojego domu. Codziennie się witamy, machamy sobie przez szybkę, pamiętają mnie i nigdy nie muszę pokazywać przepustki. Zawsze są uśmiechnięci. Są tacy… zachodni. Dziękuję Wam, Panowie!

5 sty 2010

Zaciskam zęby i z optymizmem patrzę w nowy rok

Oj, nie tak miało wyglądać wejście w Nowy Rok. Jeszcze pierwszy tydzień stycznia nie minął, a my już zalaliśmy sąsiadów z dołu. Wymiana drobnych części w ubikacji przerodziła się w wymianę całego sedesu, rezerwuaru, szlauchu i wszystkich innych uszczelek, śrub, pokrętek, zakrętek… A na dodatek – jak pech, to pech – zdarzyło się to akurat, kiedy Dimuha wyjechał na parę dni. Dlaczego wyjechał, a ja zostałam? Kolejna niesprawiedliwość tego świata: wszyscy Rosjanie mają dziesięć dni wolnego, a ja muszę codziennie chodzić do pracy.