21 maj 2010

Kefirnyj grib

Wczoraj Dimuha (zapalony kolekcjoner wszystkiego) przyniósł do domu kolejne dziwactwo: grzyba kefirowego. Dostał go od zaprzyjaźnionej kucharki w bufecie pracowym. Ma on niby wytwarzać kefir, wystarczy wlać litr mleka do grzyba, a za dwa dni zlewa się litr kefiru. Powiedziałam Dimusze, co ja o tym pomyśle sądzę: po pierwsze, wolę mleko. Po drugie, gdzie tu oszczędność i zysk, jeśli litr kefiru kosztuje 22 ruble, a litr najtańszego mleka 24? Ale Dimuha i tak przytargał tego grzyba, powiedział, że tylko "na troszkę". 
I co? Grzyb pachnie wsią! Najprawdziwszą, taką z dzieciństwa, z łąkami, krowami, bańkami na mleko i myszami w stodole. Od razu go polubiłam. Mieszka sobie teraz w słoiku, ale właściwie powinniśmy go przenieść do większego, bo tu ma mało miejsca. Coś zaczął produkować, wikipedia mówi, że to nawet lepsze niż zwykły kefir. Polska wikipedia pod tym samym hasłem mówi w ogóle o czymś innym i podaje inny przepis, ale to rosyjski grzyb, więc zgodnie z rosyjskim przepisem zalewamy go mlekiem, (a nie wodą z cytryną i owocami suszonymi). Dimka zobaczył w internecie, że kosztuje 400 rubli i bardzo się ucieszył, że mamy takiego drogiego grzyba w domu. A tak on wygląda: 


Tam na górze jest grzybek, a na dole poboczny efekt jego życiowej działalności, czyli cud-kefir.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz