25 lip 2009

O wszystkim po trochu...

Na wstępną obronę poszłam zaziębiona, z czerwonym nosem i stanem podgorączkowym. Moja promotorka wyglądała podobnie, u niej też wyłączyli ciepłą wodę w te majowe chłody. Posiedziałam najpierw u niej, gdzie czekała mnie miła niespodzianka: poprawki naniesione na moją pracę były nieznaczne, głównie odnosiły się do formy, a nie do treści. Potem się zaczęła wstępna obrona… Z czterech osób, które się bronią przyszło 50%, czyli dwie. Później dostojnie wkroczył na salę S., spóźniony o kwadrans. Okazało się, że z nas wszystkich jedynie ja samodzielnie napisałam swoją pracę. Niby wiedziałam o tym wcześniej, ale żeby zostało to stematyzowane na wstępnej obronie i przyjęte jako coś normalnego i nienagannego?! O tempora, o mores! Praca N. to zlepek prac studentów jej mamy. N. nawet nie umiała powiedzieć, z jakich źródeł „korzystała”! A S. w pisaniu pracy „pomaga” tata – profesor. Wyszłam stamtąd z wielkim niesmakiem. I niby wiedziałam o tym wcześniej, ale myślałam, że przynajmniej będą zachowywać pozory (i studenci, i wykładowcy). Parę dni wcześniej mama Dimki, której uczniowie będą teraz pisać państwowy egzamin z języka angielskiego (jego rezultaty to jednocześnie przepustka na studia) opowiadała podobną, jeszcze bardziej niemoralną historię. Otóż dyrektorka szkoły (sic!) uprzedziła nauczycieli, że przyjadą profesorowie z MGU, żeby „pomagać dzieciom na egzaminie”. Czytaj: niektóre dzieciaki kupiły sobie egzamin. Nie należy im przeszkadzać. Niedawno był u nas Hong i opowiadał kolejną porcję ciekawostek o Korei. Służba wojskowa trwa tam 2 lata i jest obowiązkowa dla wszystkich mężczyzn. Swego czasu i Hong musiał przez to przebrnąć. Nie bardzo to sobie wyobrażam, bo Hong jest krutoj, ma włosy postawione na żel, najnowsze cudeńka techniki w jaskrawych kolorach, świetne ciuchy i nonszalancki sposób bycia. A tu się okazuje, że onegdaj zmuszony był swoimi pięknymi włosami myć brudny koszarowy kibel… Ta opowieść zaskoczyła mnie podwójnie: raz, że w Korei też jest fala. Hmmm, ona prawdopodobnie w mniejszym lub większym natężeniu jest w każdym wojsku. A dwa, że Hong sam z siebie i bez specjalnego skrępowania opowiedział nam tę historię. Przecież to przedstawiciel azjatyckiej kultury skoncentrowanej wokół takich pojęć jak honor, godność, opanowanie etc., jego kod kulturowy właściwie nie dopuszcza rozpowszechniania takiej „hańbiącej” informacji o sobie. Najwyraźniej Hong się zruszczył! Dimkę bawi bardzo, gdy spotykają się Hong z Benem, a wtedy obaj poprawiają się wzajemnie po rosyjsku. Dmitrij – kulturalny Rosjanin, nigdy nie poprawia obcokrajowców mówiących po rosyjsku, chyba że zostanie o to poproszony. A Koreańczyk i Anglik wytykają sobie wzajemnie błędy językowe. A jeszcze Hong, który bardzo się martwi, że ma skośne oczy, bo chciałby mieć okrągłe i wmieszać się w słowiański tłum, nie przepada za migrantami z Kaukazu. Uważa, że ponajechali tut… I kiedy Dimuha życzliwie śmieje się z dziwactw swoich cudzoziemskich przyjaciół, to myślę sobie, że w duchu na pewno często podśmiewa się i ze mnie. Ja też poprawiam Honga i Bena, i narzekam na Uzbeków z naszego podwórka… Jeszcze krótko o polsko-rosyjskiej drużbie. Wszyscy są przekonani, że się wzajemnie nie lubimy, tzn. Polacy, że nie lubią ich Rosjanie, a Rosjanie, że nie są lubiani przez Polaków. I co? Wczoraj miałam kolejny już dowód, że to są historie wyssane z palca, czy raczej podsycane przez polityków po obu stronach. Nowopoznanemu Rosjaninowi przedstawiam się jako Polka, a on – do tej pory uprzejmie zdystansowany – krzyczy: „Polka?! Ja też jestem Polakiem: mój pradziadek był Polakiem!” I dalej posypało się: dlaczego nas nie lubicie, my jesteśmy wszyscy z jednej krwi, my – bracia Słowianie…. I doszliśmy do smutnego wniosku, że zmarnowaliśmy historyczną szansę, bo gdybyśmy się wszyscy trzymali blisko i ciepło, tj. Rosjanie, Polacy, Ukraińcy i Białorusini, to bylibyśmy światową potęgą. W każdej dziedzinie. Hmmm… te sny o potędzę… to naprawdę nas łączy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz