25 lip 2009

O rolkach i medycynie

W niedzielę byliśmy w parku na Wyhino, uczyłam się jeździć na rolkach. Nie wiem, czy jeszcze ponowię tę próbę, to było straszne. W drodze do parku powiedziałam Dimusze, że czuję się jak prawdziwy sportowiec. „Jak zawodnik sumo?” zapytał. Ale to nie koniec jego pastwienia się nade mną: wszystkim później opowiadał, że na rolkach wyglądałam jak amerykaniec na księżycu! Jestem – jak zresztą przez cały pobyt w tej krainie stempli i sprawek – w trakcie załatwiania dokumentów. Musiałam iść do przychodni współpracującej z Służbą Migracyjną, żeby wyrobić sobie sprawkę medyczną. Tu już było zupełnie inaczej niż w polecanej przeze mnie wcześniej poliklinice w Skatertnym Pereułku. Brudno, bałagan, a na dodatek – pracują tam w większości migranci z Kaukazu! Brrrr… (tak, tak, z mojej tolerancji zostały tylko strzępy). Ochroniarze – z Kaukazu, obsługa rejestracji – to samo. Zostałam odesłana do gabinetu nr 3, w którym lekarzowi o przyciemnionej skórze musiałam pokazać ręce i brzuch. Potem w gabinecie nr 6 pobranie krwi… Rosjanka! Hurra! Pani doktor miała jasną cerę, blond włosy i mówiła czystą ruszczyzną. Jedyne w niej nietypowe dla Rosjanki – uśmiech. Odetchnęłam z ulgą i pozwoliłam na medicinskije manipulacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz