24 lip 2009

28.06.2008, sobota

Jestem w pociągu do Warszawy. Za kilka godzin przekroczę granicę i ostatecznie skończy się mój półroczny pobyt w Moskwie. Ostatni tydzień pełen był pracy i stresu. Robiłam badania do swojej pracy dyplomowej w ośrodku rehabilitacyjnym dla ofiar handlu ludźmi, byłam na konsultacji u mojej promotorki, wspaniałej Niny Anatoljewny, byłam na obronie kandydackiej Igora, zmagałam się z biurokracja próbując odebrać dokumenty Tobiasa z urzędu i żegnałam się z ludźmi i miejscami. Ale najpiękniejsze pożegnanie było wczoraj. Razem z Dimą zaplanowaliśmy wieczór z tymi, którzy w Moskwie byli mi najbliżsi i dzięki którym ten pobyt był tak wspaniały: z Graziellą, Simonem i Igorem. Długo siedzieliśmy na tarasie restauracji Jołki-Połki niedaleko od Kuznieckiego Mosta. Pożegnanie było rosyjskie, z wódką i toastami. Pięknymi toastami, które rozpoczął Igor, a podchwycił Dima. Jak zawsze z tymi cudownymi ludźmi było i zabawnie, i mądrze. Graziella i Dima okazali się mistrzami w geografii świata. A później – czyj to był pomysł? Grazielki? – poszliśmy na Plac Czerwony z zamiarem wypicia tam szampana. Jak szaleć, to szaleć! Z okrzykiem „w pieriod!” ruszyliśmy przez nocne ulice Moskwy. Drogiego mi miasta. Szampanskogo nie było, kupiliśmy więc piwo i lody u babuszki w przejściu podziemnym i w stanie lekkiego upojenia tak wspaniale rozpoczętym wieczorem podreptaliśmy na plac. Mieliśmy dłuższy postój przed witrynami GUM-u, ponieważ Dima po trzech dniach tłumaczenia dla Escady stał się ekspertem w dziedzinie damskiej mody i akcesoriów i objaśniał Grazielli, co się nosi w tym sezonie. Wreszcie dotarliśmy na środek placu. Moim życzeniem było, abyśmy dokładnie tam „posiedzieli na drogę” przed moim odjazdem. Graziella bała się, że milicjanci nas zgarną, w końcu w Moskwie zabronionych jest wiele rzeczy, a siedzenie na środku Placu Czerwonego na pewno do nich należy. Ale to był mój wieczór pożegnalny, a ponadto wszyscy spragnieni byliśmy przygód. I udało się! Siedzieliśmy długo, chyba z kwadrans i już nabraliśmy odwagi. I właśnie wtedy, gdy przestaliśmy się rozglądać na boki podszedł do nas tajniak i spytał „czy wśród was są Rosjanie?”. Igor był pogrążony w swoich myślach i chyba nawet nie usłyszał pytania, a Dima patrzył na nas, jakby czekał aż ktoś z nas się zgłosi i przyzna do bycia Rosjaninem. Ja miałam na sobie czapkę budionowkę, prezent pożegnalny, i przez to z daleka wyglądałam na turystkę, toteż zapytałam buńczucznie: „a dlaczego?” Na co tajniak odpowiedział „dlatego” i wyciągnął swój portfel, którego nawet nie pofatygował się otworzyć. Tym niemniej wszyscy uwierzyliśmy w to, że w środku jest legitymacja. Uznaliśmy zgodnie, że wystarczająco już posiedzieliśmy. Powoli i z godnością wstaliśmy z ziemi i ruszyliśmy w kierunku metra. Okazało się, że zapoczątkowaliśmy nowy trend i zapewniliśmy tajniakom robotę na następne pół godziny, ponieważ coraz więcej ludzi przysiadało na ziemi! Choć na chwilę Plac Czerwony był „nasz”, a nie „ich”! Z poczuciem wypełnienia obywatelskiego obowiązku wobec uciśnionego przez władzę narodu rosyjskiego weszliśmy do metra. A tam władza nam pokazała, kto jest silniejszy! W momencie gdy Simon właśnie dotknął poręczy szklanych drzwi wejściowych na stację, z przeciwnej strony umundurowany pracownik metra przekręcił klucz. Nawet na nas nie spojrzał. Co go tam obchodzi, że nie mamy jak wrócić do domu. Jest 1.00 w nocy i on zamyka stację. I już. Rozpoczął się wyścig z czasem: biegiem dotarliśmy do kolejnych drzwi, kawałek dalej. Tam opieszały mundurowy dopiero wyciągał klucz. Nie zważając na niego wpadliśmy na stację i zdążyliśmy na ostatnie metro! Emocjonujące zakończenie wspaniałego wieczoru. Miałam naprawdę piękny pożegnalny wieczór. I mam niezwykłych przyjaciół, mam do kogo wracać w Moskwie. W związku z tym upojnym wieczorem pożegnalnym Dima zaspał i nie odebrał z dworca rodziców, którzy przyjechali do niego w odwiedziny. Cieszę się, że zdążyłam ich poznać przed moim wyjazdem. Później Dmitrij odprowadził mnie na dworzec. O godzinie 19.20 wsiadłam na Dworcu Białoruskim ze swoimi „czemodanami” do pociągu i … koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz