24 lip 2009

22.06.2008, niedziela

Pierwszą połowę wczorajszego meczu spędziłam w kuchni na kulinarnych eksperymentach – przygotowałam kurczaka z ananasami, który gotowy był akurat w przerwie meczu. Panowie oderwali się od telewizora i z uznaniem zaczęli komentować jedzenie. W drugiej połowie śledziłam akcję razem z nimi, choć właściwie bardziej interesujący niż sam mecz byli Dmitrij i Oleg oglądający mecz. Oleg cały czas stał metr przed telewizorem i wyglądał tak, jakby miał zamiar wskoczyć do środka. Dima starał się sprawiać wrażenie, że jest bardziej opanowany, ale przeżywał tak, jakby sam biegał po boisku. Jeszcze zanim mecz się skończył, ale wiadomo było już, że Rosja zwyciężyła – zaczęło się. Telefony, sms-y, okrzyki. Znajomy Czeczeniec relacjonował: „cała Czeczenia się cieszy ze zwycięstwa Rosji, tutaj tylko armaty jeszcze nie strzelają!” A ktoś inny skomentował piłkarski sukces tak: „za Putina gorzej grali.” Na ulicy, która na czas meczu wymarła, zaczął się wielki festyn. Nie wiem, co się działo w centrum Moskwy, ponoć na ulice wyszło 700 tysięcy ludzi, ale w naszym dalekim od centrum Miedwiedkowo na ulicach było szaleństwo i euforia. Wyszłam z Dimą na socjologiczny spacer – półnadzy młodzieńcy z flagami szli środkiem ulicy, a po obu stronach chodniki przemierzały miejscowe piękności z nadzieją, że też skorzystają na tym futbolowym święcie. Z każdą minutą ludzi przybywało, było coraz głośniej, a na skrzyżowaniu przy stacji metra zebrał się tłum – starych i młodych, kobiet i mężczyzn, pijanych i trzeźwych. Z przewagą pijanych. Przejeżdżający pusty autobus trąbił za zwycięstwo, podobnie jak dwie betoniarki. A z przeciwnej strony jechała biała limuzyna, którą natychmiast - jak mrówki - obsiedli młodzieńcy z flagami i butelkami i przejechali na niej przez skrzyżowanie. Ludzie polewali się szampańskim, krzyczeli, tańczyli i obejmowali się. Co za radość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz