24 lip 2009

24.02.2008, niedziela

Wczoraj minęły równo trzy tygodnie od mojego przyjazdu do Moskwy. Mam wrażenie, jakbym była tu znacznie dłużej. To nowa epoka w moim życiu, wszystko, co było przed przyjazdem wydaje mi się oddalone o lata świetlne. Wczoraj był też Dzień Obrońcy Ojczyzny, czyli po prostu Dzień Mężczyzn. Złożyłam dziesiątki życzeń: naszym kolegom, ochroniarzom akademika, sprzedawcom, konduktorom, przechodniom, którzy mieli do mnie pytania (o papierosa, o spotkanie) i przechodniom, którym ja zadawałam pytania (o drogę, wejście do metra, najbliższą stację). Wieczorem w centrum Moskwy był pokaz fajerwerków oraz liczniejsze niż zwykle tabuny pijanych i podchmielonych mężczyzn. Z Natalką i Tiną pojechałyśmy w ten wyjątkowy dzień do Sergiejew-Posad. Miałyśmy jechać do Wladimira, ale za późno wstałyśmy, musiałyśmy zmienić plany. Jechałyśmy ponad godzinę elektriczką, co samo w sobie jest sporą atrakcją. Na miejscu zastała nas paskudna pogoda: totalna odwilż i kałuże po kostki, potem deszcz, dopiero gdy odjeżdżałyśmy zrobiło się naprawdę przyjemnie, w ciągu zaledwie godziny krajobraz zmienił się nie do poznania, zrobiło się bajkowo śnieżnie. W tej urozmaiconej scenerii obeszłyśmy piękne sanktuarium Sergiejew-Posad, które założył św. Sergiusz z Radoneża. Centrum nie zrobiło na nas dobrego wrażenia, ot, zwykłe małe brudne wschodnioeuropejskie miasteczko. Ale wycieczka była bardzo udana. A po powrocie pojechałyśmy na daczę do znajomych i po trudach dnia nabierałyśmy sił w prawdziwej ruskiej bani. Spodobało nam się i będziemy jeździć tam częściej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz