24 lip 2009

20.04.2008, niedziela

Nocowanie u Grazielli to było coś w rodzaju wakacji w środku wakacji. Cały mój pobyt w Rosji traktuję jako radosne odstępstwo od normy - a wczoraj znalazłam się na dodatek w przytulnym mieszkaniu, pełnym kolorów, sprzętów, drobiazgów. Co za odmiana w porównaniu z naszą akademikową, szarawą rzeczywistością! Zatęskniłam za własnym kątem. A w Berlinie czeka mnie kolejny akademik… Kiedy wypowiedziałam to głośno, to Graziella przypomniała mi, że przecież już to wszystko wypróbowałam, że miałam i mieszkanie, i pracę, więc teraz mogę jeszcze pożyć chwilkę „po studencku”. Racja! Mieszkanie i pracę będę jeszcze mieć, a te studia to zapewne już ostatnie w moim życiu. Grazi i Simon mieszkają przy stacji Studenczeskaja niebieskiej linii metra. Tuż obok jest Moskwa City, nowoczesny gigant. Drapacze chmur, stal i szkło. Prace budowlane trwają tam po 24 godziny na dobę, całość jest rzęsiście oświetlona i sprawia imponujące wrażenie. Z okna mieszkania Grazielli widać Kutuzowski Prospekt, pełen markowych butików, i nieprzerwane strumienie samochodów. Po raz kolejny zdumiewaliśmy się tym, jak wiele jest w Moskwie, w porównaniu z innymi miastami Europy, bardzo drogich samochodów: dżipy, samochody sportowe, limuzyny… a na ulicach dziury, a na chodnikach rwące potoki po deszczu. Ponieważ leje nieprzerwanie od kilku dni i nie chciało nam się brodzić w kałużach, to wróciliśmy do ich mieszkania na „nocne międzynarodowe rozmowy”. Zabawne było dla mnie, jak multikulturowe jest ich mieszkanie: książki po duńsku, włosku, angielsku, niemiecku i rosyjsku, lavazza i mołoko obok siebie na półce w kuchni, hiszpańskie potrawy na kolację, meble z Ikei, (które są już w każdym zakątku świata), ale socjalistycznie obtłuczona wanna. I w środku tego wszystkiego prawdziwie bratnie dusze - gospodarze tego przybytku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz