24 lip 2009

19.04.2008, sobota

Sobota, czyli – przypominam – dla nas dzień ciężkiej pracy umysłowej, żaden tam weekend! Przez ostatnie dni zajmowałam się niemal wyłącznie nauką, we wszelkich jej przejawach: oprócz przyjmowania na wykładach codziennej porcji wiedzy i siedzeniem do nocy nad książkami, byliśmy w kolejnej organizacji społecznej – firmie „Socjalne innowacje”. Co to właściwie za organizacja, nie wiadomo. Osiedlowy klub wzajemnej pomocy, firma nastawiona na zysk, sekta czy organizacja pomocy – wszystko po trochu. Zdaje się, że jeden człowiek dowodzi „osiedlowym imperium”. Nie wiem, co o tym myśleć, wszyscy wyszliśmy stamtąd nieco skołowani. Dziś poszłam z Tobiasem na konferencję aspirantów naszego uniwersytetu. Poziom bardzo różny (szczególnie poruszyły nas wystąpienia aspirantów z katedry filozofii polityki – to były wystąpienia propagandowe, a nie naukowe analizy). Miałam wrażenie, że nikt tam nikogo nie słuchał, bo całą niemal publiczność stanowili aspiranci – każdy koncentrował się na swoim wystąpieniu. Dopóki jeszcze nie wystąpili, to przygotowywali się i powtarzali swoje teksty, a potem, rozluźnieni, wyłączali się, albo rozmawiali między sobą. Nie bardzo widzę sens organizowania takiej konferencji, można się było ograniczyć do publikacji tekstów. Wieczorem, po zajęciach, pojadę do Grazielli. Umówiłyśmy się na nocną włóczęgę po Moskwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz