24 lip 2009

18.02.2008, poniedziałek

Wczoraj miałam zły dzień. Spotkałam się wprawdzie z Graziellą, miałyśmy wielkie plany - galeria, teatr itd., ale z powodu rozlazłości Natalii i spontanicznych pomysłów naszej grupy nie tylko spóźniłam na spotkanie, ale też nic z wielkich planów nam nie wyszło. Pospacerowałyśmy wprawdzie we trzy (z Natalią) po Czystych Prudach i odwiedziłyśmy popularną klubokawiarnię studencką "Bilingua", ale nie byłam z tego tak naprawdę zadowolona. Miałam wczoraj wielki kryzys. To musiało kiedyś nastąpić. Zaczęło mnie wkurzać, ze nie mam dla siebie przestrzeni i że wokół mnie od 2 tygodni są ci sami ludzie. Jezu, ani chwili spokoju: albo śpiewają, albo się śmieją, od rana słychać tylko trzaskanie drzwiami, stukanie garami, budzik Natalii dzwoni po trzy razy w ciągu godziny, no szlag człowieka może trafić. Ale rozumiem, że takie uczucia są nieuchronne i że wkrótce miną. Wiadomo, raz jest lepiej, raz jest gorzej. Nie powinnam narzekać, taka wspólnota ma też swoje dobre strony. Oprócz tego, że zmuszona jestem pracować nad swym charakterem, to mam świadomość tego, że żyję z nimi wszystkimi w pewnej symbiozie. Jeśli biorę, to muszę też dawać. Do pozytywnych stron należy przepływ dóbr: wystarczy, że jedna osoba kupi sobie dobry film lub muzykę, a korzystać może z tego osiem. Poza tym ciągle ktoś coś dobrego gotuje, wymieniamy się informacjami na różne tematy, a samemu trzeba by długo szukać... Naprawdę, nie jest źle, tylko jestem niezadowolona, że czas mi tak przepływa między palcami. I z tego, że moja chudość należy juz do historii. Pielmienie i piwo odbiły sie na mojej figurze. W dodatku było wczoraj tak strasznie zimno, tak zimno, że trudno to sobie wyobrazić. Byłam ubrana tak ciepło, że już się bardziej nie dało, a i tak było mi zimno. W takich momentach odechciewa się spacerów, zwiedzania i w ogóle wszystkiego, człowiek by tylko jadł i spał. Ale dziś było już znacznie lepiej. Wprawdzie znów położyłam się spać o wpół do trzeciej w nocy i spałam do południa, ale udało mi się wcielić w życie pewne postanowienia. Na śniadanie zjadłam zdrowe i krzepiące musli, a potem poszłam z Natalią na bazar. Tam taka egzotyka! Większość sprzedawców to typ azjatycki lub kaukaski, ale za tym idzie też jakość sprzedawanych przez nich produktów! Tak jak w Niemczech sprzedawane są jako delikatesy smakołyki tureckie, to tu koreańskie. Pyszne sałatki, mnóstwo marynowanych warzyw, no po prostu pycha! Do tego gruzińskie sery, także wędzone, przyprawy, bakalie, no i ryby pod każdą postacią! Obkupiłyśmy się jak dzikie. Jeden ze sprzedawców spytał skąd jestem. „A, Polsza! Barbara Brylska! Taki film był z nią, Ironia losu, widziałaś?” Taka reakcja jest dużo milsza niż ta, z jaką spotykają się moi biedni Niemcy. Oni słyszą: „A, Giermania! Gitler kaput!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz