25 lip 2009

18 czerwca 2009, Spacery z Niką

Gdy na dworze było zimno i szaro, wydawało mi się, że Nika to idealny pies do spacerów. Nie szarpie się, nie wyrywa, nie ucieka. Psów innych nie lubi i się nimi nie interesuje. Jest grzeczna i spokojna. Wychodzenie z nią to czysta przyjemność. Ten błogi nastrój trwał jakiś czas, ale teraz, gdy za oknem słońce i zieleń, a ludzie wylegli na ławki w parku, musiałam zrewidować swoje myślenie o Nice. Teraz każdy spacer z nią to męka. Najadłam się wstydu, gdy jakiś ledwie od ziemi odrośnięty terier pogryzł jej tyłek, a ta sierota z podkulonym ogonem przed nim uciekała, choć jest co najmniej ze trzy razy większa. Także właściciel szalonego jamnika odczuwa wyraźną satysfakcję, gdy Nika omija jego pupila szerokim łukiem. A teraz doszło jeszcze i to, że nasza towarzyska psina zaczepia obcych ludzi. U kogoś coś wyżebrze do jedzenia (zbierałam już potępiające spojrzenia tych, co myśleli, że ją głodzę), ktoś inny ją pogłaszcze, u trzeciego powącha zawartość reklamówek. Ludziska reagują różnie, najgorsze dla mnie jest nie, gdy ją odgonią, a wręcz przeciwnie – gdy zaczną głaskać. Wtedy ta ryża morda już się od nich nie odklei. Jedyny sposób to wziąć ją na smycz. Gdyby nie to, że postanowiłam sobie wychowywać ją bezstresowo, to po prostu bym jej przylała, a tak muszę się za nią uganiać po parku ku uciesze gawiedzi. Na koniec każdego spaceru Nika udziela swojej uwagi babuszkom siedzącym na stanowisku obserwacyjnym pod klatką. Babule z początku reagowały różnie (i na psa, i na mnie), ale wiadomo, że przyzwyczajenie robi swoje. Przez tyle miesięcy Nika ZAWSZE do nich przychodziła, że teraz byłyby zawiedzione, gdyby je pominęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz