24 lip 2009

15.06.2008, niedziela

Udało mi się zrealizować plan „Trzy Kremle w trzy dni”: przedwczoraj Rostów Wielki, wczoraj Jarosław, dziś Moskwa. W związku ze świętem Rosji obywatele dostali długi weekend i letnie upały w prezencie. Kontynuując zwiedzanie Złotego Pierścienia Rosji (na tym szlaku widziałam już Sergejew Posad, Wladimir i Suzdal) wybraliśmy się z Dmitrijem do Rostowa Wielkiego (a w rzeczywistości bardzo maleńkiego) i do Jarosławia. W Rostowie do zwiedzania było niewiele i całą miejscowość przeszliśmy na piechotę w parę godzin. Oprócz głównej atrakcji, czyli Kremla, obejrzeliśmy ciekawe prywatne muzeum „Hors” – trochę tam było nostalgicznych staroci, trochę lokalnej historii, a trochę artystycznych wyrobów właścicieli muzeum. Poopalaliśmy się nad rzeką i wyruszyliśmy dalej – do Jarosławia. Decyzja była spontaniczna i skończyła się goraczkowym przemierzaniem miasta wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu noclegu. Zatrzymaliśmy się w Hotelu Kolos przy dworcu autobusowym. Dostał nam się ostatni wolny pokój. Obsługa hotelu była gościnna w sposób odwrotnie proporcjonalny do wyposażenia hotelu – szeroki i rzadko w Rosji spotykany uśmiech na twarzach, ale całkowity brak papieru toaletowego. Mimo to Jarosław wywarł na nas jak najlepsze wrażenie. Miasto zalane słońcem i turystami. Aż żal było wracać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz