24 lip 2009

12.04.2008, sobota

Opiat’ z prazdnikom, przyjaciele! Dziś przypada kolejne święto: Dzień Kosmonautyki. Bohaterem tego dnia jest oczywiście Jurij Gagarin, wzór dla ludzi wszelkiej profesji i każdego pokolenia. Pojechaliśmy w 6 osób na wycieczkę, a raczej w pielgrzymkę, do miejsca, w którym zginął słynny kosmonauta. Wyjazd był zorganizowany przez organizację społeczną zajmującą się ludźmi starymi i inwalidami. Jeżdżą tam co roku, a zapoczątkował to 15 lat temu niepełnosprawny turysta, który trasę z Moskwy do tego miejsca pamięci (położonego 21 km od miasta Kirżacz) przebył na swoim wózku inwalidzkim. Po długiej jeździe autokarem (zapchane drogi, wszyscy mieszkańcy stolicy jadą na dacze) dojechaliśmy na miejsce: wielki parking w lesie, asfaltowa droga od parkingu wgłąb lasu, tam na polanie pomnik, a obok brzózka, która nosi ślady po uderzeniu samolotu. Wysiadając zagadnęłam jedną panią o kwiaty, które przywiozła ze sobą. Odpowiedziała: „oczywiście, a jakże to bez kwiatów?! Przecież to kompleks memorialny!” Już zrobiło mi się nieswojo, bo myślałam, że to bardziej muzeum niż cmentarz. Ludzi musiało tam być od rana sporo, bo i kwiatów na pomniku nie brakowało. Wszystko odbyło się uroczyście, z przemowami. Trochę to było wzruszające, bo wszyscy ci ludzie nie tylko chcieli oddać cześć wielkiemu bohaterowi narodu, ale i zaczerpnąć sił, aby za jego przykładem pokonywać trudności swojego wieku lub swoją niepełnosprawność w codziennym życiu. W międzyczasie przyszła jeszcze jakaś młoda para ze ślubnym orszakiem: robili sobie zdjęcia na tle pomnika i pili szampanskoje. Następnie musieliśmy (zgodnie z ruchem wskazówek zegara) obejść pomnik i podejść do brzozy – wszyscy jej dotykali, bo brzoza nabrała „mocy” od Gagarina. Wzdychali i opłakiwali przedwczesny zgon swojego bohatera, a całość coraz bardziej przypominała kult świętego. Wokół brzozy pozawieszane były wstążeczki, które pielgrzymi zostawiali, „aby tu jeszcze powrócić”. Gdy wróciliśmy na parking, to organizatorzy rozpalili malutkie ognisko, przygotowali kanapki, wódkę i wino, a trzy starsze panie zaczęły śpiewać piosenki o kosmosie i życiu na Marsie. My zmieszaliśmy się z grupą: ja i Tobias słuchaliśmy recytacji wierszy (całkiem niezłych) pewnego starszego (aczkolwiek jeszcze nie starego) pana. Potem spakowaliśmy się do autokaru i wróciliśmy do Moskwy. Teraz kwitnie nasze codzienne akademikowe życie: Susi ugotowała obiadokolację, którą spożyliśmy wspólnie, następnie każdy zasiadł przed swoim komputerem, a za jakiś czas będziemy razem oglądać ruskie filmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz