24 lip 2009

10.04.2008, czwartek

W naszej kuchni znów było przemeblowanie. Teraz sofa stoi na środku, niedaleko drzwi balkonowych, a przed sofa, przy ścianie stoi… telewizor. Został nam użyczony niedawno przez administrację. Tyle czasu marzyliśmy o telewizorze: wiadomości, ćwiczenie języka, ja miałam nadzieję na jakieś seriale kryminalne – i co? Nikt go nie ogląda, telik stoi martwy od dwóch dni. Odzwyczailiśmy się po prostu. Przed wyjazdem do Moskwy berlińscy i warszawscy znajomi ostrzegali mnie, że Rosjanie nie lubią Polaków, żebym uważała. Toteż rzeczywiście, parę dni uważałam. Potem przekonałam się, że Rosjanie o wiele sympatyczniej reagują, gdy wiedzą, że jestem z Polski. A kilka razy pytali mnie nawet z żalem: „czy to prawda, że Polacy nas nie lubią?” Wtedy myślę sobie: cholerna polityka! Co z tego, że tam na górze nie potrafią się dogadać, że sprzeczność interesów, itd. Zamiast budować mosty, my znów stawiamy mury. Wczoraj na przykład: Ksenia załatwiła nam przez swoją znajomą wejście na otwarcie festiwalu filmowego i na pokaz japońskiego horroru. Ta znajoma, Nastja, bardzo lubi niemiecki, Niemcy i Niemców. Była zachwycona, że nas poznała. A gdy dowiedziała się, że jestem z Polski, to od razu wykrzyknęła: „Słowianka! Nasza krew!” Czyli: Niemcy to obcy, a ja swojaczka. Niemal jestem w domu. Co do japońskiego horroru, to Japończycy mnie przerażają swoimi skrajnościami: albo przebierają się za postaci z filmów animowanych, albo smagają się nożami przez bite dwie godziny i wypruwają sobie flaki. Ten horror nawet nie był straszny, przestałam się bać po 10 minutach, bo to przestało być realistyczne, a zaczęło być śmieszne. Kolejny kulturowy dystans, kolejny dowód na to, że emocje też zależą od kontekstu kulturowego. Rosyjska (i niemiecka) publiczność po najkrwawszych scenach biła brawo, nie dlatego, że jej się podobało, ale żeby odreagować, zdystansować się od tego. Nikt nie chciał „zanurzyć” się w tym filmie, nikt nie chciał oderwać się od swojej rzeczywistości. A niedawno oglądałam w Internecie fragment starego filmu Bollywood, w którym występował wampir: roztańczony, przesadnie wymalowany, machał rękoma i śpiewał, a wtedy główna bohaterka umierała ze strachu. Jaka powierzchowna jest ta nasza „globalizacja”: wprawdzie oglądam w Rosji japoński horror, a za pośrednictwem Internetu indyjski, ale do zrozumienia emocji Japończyków i Hindusów jeszcze mi bardzo daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz