24 lip 2009
12.03.2008, środa
Znowu środa, najgorszy dzień w tygodniu. Trzeba rano wstać, bo pierwsze zajęcia zaczynają się już o 9 rano. Wprawdzie dojście z akademika do korpusu A, gdzie mamy informatykę, zajmuje nam jakieś trzy i pół minuty, ale i tak zawsze się spóźniamy. A poza tym dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze pijemy we wtorkowy wieczór. Zawsze, nie zdarzyło się jeszcze, aby było inaczej. Wczoraj świętowaliśmy z okazji dostania nowej pracy przez Susanne. Jednak pomimo, że szampanskoje lało się strumieniami, to zachowaliśmy trzeźwe umysły, bo w piątek musimy oddać referaty. Do drugiej w nocy siedziałam z Sergejem nad korektą mojego referatu o globalizacji. Błędów było znacznie mniej niż się spodziewałam. Natalia jest jeszcze w lesie ze swoim referatem, więc siedziała dłużej i teraz też się poci przed komputerem.
Najbardziej lubię siedzieć w naszej wspólnej kuchni. Tu przez 24 godziny na dobę coś się dzieje, a ponadto właśnie tu przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły. Swój referat niemal w całości napisałam siedząc na kuchennej zielonej sofie. Teraz też jestem w kuchni. Carolin właśnie gotuje buraki. Przez cały ubiegły rok nie zjadłam tyle buraków, co tu przez miesiąc. Buraki są w zupie, w sosie, w sałatce… wszędzie.
Tak jak sądziłam, w kuchni było gorąco. Zostałam wciągnięta w przygotowanie kolacji, zrobiłam z tych nieszczęsnych buraków ćwikłę i coś mi się zdaje, że gdy raz zdradziłam się z tą umiejętnością, to współstudenci mi już nie odpuszczą. Przy kolacji panował nastrój przygnębienia, bo trzy osoby jeszcze nie widzą końca swoich referatów. Za to w weekend będziemy świętować!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz