24 lip 2009
06.03.2008, czwartek
Wczoraj był wielki dzień na naszym uniwersytecie: wybory „Krasa Uniwersyteta 2008”! Myślałam, że zasiądę w loży szyderców; przez ostatnie dni mieliśmy wielki ubaw myśląc o tym dniu. Uroczystość odbywała się w ogromnej auli, wstęp tylko z biletami, widownia pełna studentów i wykładowców, scena rzęsiście oświetlona, wielki ekran – pełna gala. Konferansjerami była para studentów, wszystko przeplatane żartami i programem artystyczno-kulturalnym. Kandydatki nie były zachwycające, tzn. każda z nich wzbudziłaby zachwyt w Niemczech, a nawet w Polsce, ale trudno powiedzieć, by się czymś wyróżniały na naszym kampusie. Oczywiście, że większość z nich przesadnie się maluje i chodzi od rana w wieczorowych strojach, ale Rosjanki to są naprawdę piękne dziewczyny. Najpierw się przedstawiały (wtedy, na wielkim ekranie pojawiały się ich zdjęcia), potem prezentowały wymyślony przez siebie program artystyczny (śpiewały, tańczyły, recytowały wiersze, a jedna nawet opowiadała o swojej fascynacji wyszywkami), na koniec musiały przedstawić jeszcze tekst wyrażony w dowolnej formie a dotyczący gwiazd (jedna opowiadała o kosmosie, druga o byciu gwiazdą, jeszcze inna o pierwszej kobiecie-kosmonautce). Śmiałam się wcześniej z tego, że ktoś w ogóle chce startować w takim konkursie, ale wszystko stało się dla mnie jasne, gdy przedstawiony został skład jury: redaktor naczelna pisma dla kobiet, aktor i reżyser, piosenkarka, prezesi firm (jednocześnie sponsorzy wyborów miss). Dla tych dziewczyn to jest wielka szansa. Program towarzyszący to było coś! Mogłam podśmiewywać się z naiwnych tekstów o gwiazdach albo z prezentacji wyszywek, ale to co ci studenci umieją przeszło moje wszelkie oczekiwania. Oni mają po 20 lat, a są tak utalentowani! Co za głosy, co za łatwość poruszania się na scenie - w końcu oglądało ich kilkaset osób! Od połowy tego widowiska klaskałam, piszczałam i bawiłam się wspaniale! Euforia na widowni, wiele osób (w tym ponad połowa niemieckiej grupy)podrygiwało na swoich miejscach, ale finał pozbawił mnie tchu: po wybraniu Krasy Uniwersyteta (moja ruda faworytka o złotym głosie została pierwszą wicemiss) na scenę wszedł rektor i … zaśpiewał niemal operowym głosem „Kak upoicielny w Rosiji weczera”. Omal się nie popłakałam ze wzruszenia. Z sufitu spadły na widownię setki baloników. Och, jak mi się podobało! Nagle zobaczyłam tych młodych ludzi w zupełnie innym świetle. Niby takie szczyle, na zajęciach zachowują się jak uczniowie w szkole, ale taki potencjał i tyle talentów! Byłam pod ogromnym wrażeniem.
Potem pojechałyśmy do centrum z Natalką, Tiną, Fredką i Andżeliką na koncert bardów w Domu Architekta. Bilety dostałyśmy od naszej pani dziekan. Strasznie się wynudziłam i na dodatek z powodu tego koncertu ominęło mnie wyjście na bilard z naszymi ruskimi kolegami. Wracając metrem odbyłyśmy z Fredką długą dyskusję na temat co to znaczy „być intelektualistą”, dzięki temu droga do domu minęła nam szybciej.
A dziś mieliśmy 2 nowe seminaria. Na pierwszym było 7 osób z 12, na drugim już tylko 4, a to dlatego, że panuje grypa i nasze piętro jest całe kaszlące, kichające i zasmarkane. Zaczęło się od Carolin, przeszło na Natalkę, a na porannych zajęciach wszyscy już mieli objawy przeziębienia. Teraz uskuteczniamy zaawansowaną profilaktykę: syropki, witaminy, czosnek, miód z cytryną. Ja się na razie trzymam dzielnie (i z daleka od Natalki).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz