24 lip 2009

05.04.2008, sobota

Administratorka akademika powiedziała mi dziś, że karaluchów nie ma, odkąd pojawiły się telefony komórkowe. Parę dni temu uskarżałam się na to, że życie toczy się wolniej, spokojniej i że jest… nudnawo. Wystarczyło parę dni odczekać i znów wszystko jest jak być powinno: chaotycznie, spontanicznie i różnorodnie. Dziś, po zajęciach, rozbiegliśmy się wszyscy, każdy w swoją stronę. Ja spotkałam się z Igorem, aspirantem z naszego uniwersytetu, który chciał się uczyć niemieckiego. Spotkaliśmy się na stacji Kuznieckij Most i ledwo zdążyliśmy się sobie przedstawić (dotąd tylko korespondowaliśmy ze sobą), już zadzwonił Tobias, że jest w pobliżu i zaraz do nas dojdzie. Razem poszliśmy kupić bilety do teatru, dobiła do nas Natalia, a potem Dima, kolega Tobiasa. Nie udało mi się spędzić jednego dnia z dala od swojej grupy, ale i tak było bardzo miło. Byliśmy wszyscy razem na hiszpańskiej sztuce „Nauczyciel tańca” w jednym z większych teatrów Moskwy – Mossowiecie. Jak przystało na studentów mieliśmy najtańsze i najgorsze miejsca na balkonie, ale to też miało swój niepowtarzalny urok. Tak bardzo się cieszę, że tu jestem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz