24 lip 2009

03.04.2008, czwartek

Wot, kakaja dyscyplina! Stoję sobie wczoraj wieczorem na balkonie, już po zajęciach, i spokojnie palę papierosa. Nagle usłyszałam dzwonek na lekcję i moim pierwszym odruchem było zgasić papierosa i wejść z powrotem do kuchni. Po ułamku sekundy zorientowałam się, że przecież jestem w akademiku i odpoczywam. Zachowałam się niczym pies Pawłowa! Pierwszego kwietnia, we wtorek, był Deń Duraka czyli prima aprilis! Tego dnia mieliśmy akurat rosyjski i wymyśliliśmy, że zamienimy się tożsamościami. Kiedy nasza wykładowczyni pytała kogoś o coś, to zgłaszała się inna osoba. Było bardzo zabawnie. A tego samego dnia wieczorem poszliśmy w kilka osób na koncert Zemfiry na stadion olimpijski. Ludzi masa, dziesiątki tysięcy. Na szczęście mieliśmy miejsca siedzące na balkonie, nie musiałam się ściskać w tłumie. I tak było mi niedobrze od patrzenia w dół, miałam wrażenie, że zaraz spadniemy. Koncert był bardzo dobry i trwał prawie cztery godziny – Zemfira dała chyba ze trzy bisy, widać było, że jest zachwycona. Po koncercie nie wypuszczali wszystkich naraz, żeby metro się nie zapchało. Nawet z głośników padały takie informacje. I wtedy Zemfira znów wyszła na scenę i grała dla tej części, która została. Ja już dawno chciałam iść do domu, marzyłam tylko o ciepłej pościeli, ale reszta grupy szalała. No, ale dzięki temu, że zostaliśmy jeszcze trochę dłużej tłum się przerzedził i musieliśmy przepuścić tylko jeden pociąg, w następny już się zmieściliśmy! Metro w godzinach szczytu to w ogóle jest jakiś koszmar. Pociągi podjeżdżają co 2 minuty, ale chętnych jest więcej niż miejsc. I ludzie się wciskają, dopychają łokciami, niektórzy nie mogą wyjść, bo tłum już się pakuje do środka - a to dlatego, że motorniczy nie czeka, aż wsiądą wszyscy, tylko po upływie pół minuty po prostu zamyka drzwi i odjeżdża. Ostatnio jakoś dużo osób nas odwiedza w naszej obszadze. Byli u nas już Ksenia i Anton, studenci, u których byliśmy jako goście na lekcji niemieckiego. Ksenia urodziła się w Kirilsku, na wyspie w rejonie sachalińskim. O tych kilka wysp toczy się spór między Rosją a Japonią. Niesamowite rzeczy opowiadała o życiu tam, to naprawdę na końcu świata. Ciekawym było posłuchać, dlaczego zdecydowała się na studia w MosGU, przecież to prywatny uniwersytet. Chciała studiować na państwowym uniwersytecie, bo to naturalnie większy prestiż, ale twierdzi, że żeby się tam dostać, trzeba być albo geniuszem, albo zapłacić ogromną łapówkę. A potem jeszcze płacić za każdy egzamin w sesji. Wybrała MosGU, bo wprawdzie płaci za naukę, ale przynajmniej z góry wie ile i za co. A przy okazji: cały nasz uniwersytet jest prywatną własnością naszego rektora... A dziś była u nas Natasza Szabrowa. Razem zjedliśmy jeden z naszych wspólnych (rodzinnych już niemal) posiłków, potem Tina obcięła jej włosy, a później urządziły z Natalką koncert gitarowy. To jest naprawdę niesamowite, wszyscy tutaj grają i śpiewają! Co do nauki, to już od dawna nie wiem, w co ręce włożyć. Mam cały spis zadań, ale on jest jak Hydra: jedno zadanie zrobię i już pojawiają się trzy na jego miejsce. Dziś prezentowałam swój temat pracy dyplomowej u mojej faworytki, Niny Anatoljewny. Po fascynującym Fursowie jest to drugi tak znakomity wykładowca tutaj. Mieliśmy z nią dziś trzy „pary”, a mimo to czas upłynął szybciej niż na jednej „parze” informatyki. Nina Anatoljewna bardzo mnie chwaliła i w pełni zaakceptowała mój temat i konspekt. Jestem z siebie dumna. Ponadto mamy już dwa zaliczenia: u profesora Fursowa i u profesora Usmanowa. U niego zaliczenie było w formie „dełowoj igry”. Każdy wymyślał swój nowatorski projekt społeczny i wzajemnie się ocenialiśmy – ale z podziałem na role! Raz byłam konserwatystą, raz innowatorem, potem analitykiem, etc. Profesor był zachwycony i powiedział, że już od pięciu lat nie miał tak wspaniałej „dełowoj igry” na swoich zajęciach. Opowiedział o tym wszystkim wykładowcom!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz