11 wrz 2010

O polityce...

Wczoraj zakończyło się Światowe Forum Polityczne w Jarosławiu i hasłem dnia stały się słowa Dmitrija Miedwiediewa: "nie ma alternatywy dla modernizacji!" Zgadzam się z nim, ja w ogóle często zgadzam się z prezydentem Rosji, uważam, że jest nowoczesny, pragmatyczny i ma pomysł na rozwój państwa. Przy tym jest taki bardziej "ludzki" niż Putin, który zabija spojrzeniem. Mam nadzieję, że mój ulubieniec Miedwiediew choć trochę wierzy w to, co mówi. Pomimo wyraźnych sprzeczności między dwoma pierwszymi panami w państwie, ich "polityczny tandem" działa doskonale. Są jak lita skała. Jak jeden organizm. Wprawdzie niedawno, w związku z protestami w Lesie Chimkowskim (coś jak w naszej Dolinie Rospudy) i decyzją prezydenta o zaprzestaniu budowy drogi przez las (a decyzja została ogłoszona, kiedy Putin przebywał hen, hen daleko, na drugim krańcu Imperium, a tak w ogóle to premier projekt budowy drogi przez rezerwat popierał) pojawiły się głosy, że w  tandemie się coś psuje i Dmitrij Miedwiediew szykuje się do kolejnej kampanii prezydenckiej (a naród wierzy, że prezydentem znów będzie Putin). I oto wczoraj na kanale NTW pojawił się film dokumentalny o merze Moskwy, słynnym Juriju Łużkowie, tym samym, który samolotami przegania chmury znad stolicy. Oprócz fantastycznych pomysłów, Łużkow ma żoną-biznesmenkę, jedną z najbogatszych kobiet według pisma Forbes, przy czym z ich wypowiedzi można wnioskować, że biznes żony przynosi dochody tylko żonie, a Łużkow żyje wyłacznie ze swojej pensji. Ale nie to jest ważne (kto jest bez winy, niech rzuci w Łużkowa kamień!), ale to, że mer Moskwy usiłował skłócić prezydenta i premiera! I to właśnie był jego błąd. Zdaje się, że dni Łużkowa są policzone, a tandem jak trwał, tak i trwać będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz