23 sie 2010

Sarapul

Sarapul. Jak napisał jego badacz Aleksiej Szeptalin, to „rosyjskie miasto o turkijskiej nazwie na ugrofińskiej ziemi”. Właśnie tam spędziliśmy nasz urlop.
Położone na brzegu rzeki Kamy miasto swoje lata świetności ma już za sobą. Niegdyś dynamiczny rozwój – spowodowany korzystnym położeniem na przecięciu szlaków handlowych – dziś typowa rosyjska „głubinka”. Ślady świetności pozostały:


Sarapul leży w Republice Udmurcji. Na próżno szukaliśmy prawdziwych Udmurtów (naród ugrofiński). Jeśli nawet ich spotkaliśmy, to nie rozpoznaliśmy. Pewne podejrzenia były, bowiem Udmurci są rudzi, piegowaci i mają „takie nieuchwytne coś” w twarzy. Parę takich osób widzieliśmy. Ale czy to „nieuchwytne coś” spowodowane było udmurckim pochodzeniem czy czymś innym – trudno powiedzieć.

Uciekaliśmy przed upałem i smogiem. Powietrze było czyste i świeże, ale za upałami wkrótce zatęskniłam. Mieliśmy w planach codzienne moczenie nóg w Kamie, Dimuha wziął ze sobą cały zestaw wędkarski, a tymczasem udało nam się wleźć do wody tylko na jedno popołudnie. Potem nadeszły deszcze i zaczęła się najbrzydsza i najbardziej szara z możliwych pogoda (choć jak głosi hasło reklamowe z moskiewskiego metra: „U prirody niet plohoj pogody”). Ostatni dzień lata nad Kamą:

 


W Udmurcji też płonęły lasy i też była susza. Może ich skutki były mniej odczuwalne niż w Moskwie, a może trafiliśmy już tylko na schyłek tych nieszczęść. Z ust osoby pracującej w nadleśnictwie regionu usłyszałam gorzką i straszną prawdę: pożarów w całej Rosji było znacznie więcej niż podawano w statystykach. Zaniżano je celowo (nie zgłaszając niektórych pożarów). A w czasie, gdy las płonął, to o tym, kto go będzie gasić decydował… przetarg!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz