5 lis 2009

Jak to jest z tym "antypolskim" świętem?

No właśnie, jak... Już od paru dni znajomi tłumaczyli, że właściwie to ktoś, po coś, to święto, że niepotrzebne, że zamiast, że kto to pamięta… i co to za jednośc, jaka jedność, o co w tym wszystkim chodzi? To „antypolskie” (jak nazywają je sami Polacy, a nie Rosjanie) święto to Dzień Jedności Narodowej. Upamiętnia odbicie z rąk polskich Moskwy w 1612 roku, którego dokonali domobrańcy (czyli armia składająca się z rezerwistów i wszystkich, którzy się do walki nadawali) pod wodzą kupca Kuźmy Minina i księcia Dmitrija Pożarskiego. Świetnie, tylko po co nagle świętować coś, czego już nikt nie pamięta? Po prostu Rosjanie przez lata komuny mieli dodatkowy dzień wolny od pracy – święto rewolucji, 7 listopada. Jak każdy chyba naród (zgryźliwie dodam, że chyba każdy oprócz Niemców), Rosjanie lubią mieć wolne. A że władza ma mało do zaoferowania, to dla uspokojenia obywateli szczodrze rozdaje święta. Jako, że państwo jest świeckie, to święto musi mieć charakter państwowy, a nie religijny. Wybrano więc święto 4 listopada z kilku powodów: po pierwsze, jest na tyle blisko 7 listopada, że przyzwyczajeni do wolnego w pierwszym tygodniu będą je mieli, ale na tyle daleko, że nie będzie się myliło z rewolucja. Po drugie, to jest stara-nowa tradycja, bo do rewolucji 1917 roku obchodzono ten dzień uroczyście. Po trzecie, to jest święto Kazańskiej Matki Bożej, więc tym łatwiej się przyjmie wśród wierzącej części obywateli, zwłaszcza ucieszą się z niego w okolicach Kazania. I po czwarte, można dorobić piękną ideologię. Że naród się zjednoczył bez względu na pochodzenie, wyznanie i status społeczny – i to właśnie jest ta jedność, jakże potrzebna dziś! Że to data szczególna, bo od tego momentu Rosja nabrała rozpędu i stworzyła podwaliny swojej państwowości i mocarstwowości. No i – z Polakami i tak się teraz nie lubimy, więc już się bardziej nie obrażą, a po co wyciągać jakieś wojny z Turkami czy z kim innym, z kim aktualne stosunki mogłyby się w rezultacie takiego święta pogorszyć… Tyle o święcie oficjalnie. A wśród ludu? Cieszymy się z dnia wolnego i basta! Można się wyspać, spotkać z przyjaciółmi. Wprawdzie ja musiałam pracować (w końcu to Rosjanie wygrali w tym dniu, im się wolne od pracy należy ;), ale wieczorem poszliśmy do kina. A jakże, na „Cara”, bardzo a propos tego święta. Ostatnia rola Olega Jankowskiego. Mnie się film podobał, a gdy pojawili się w nim Polacy, to od razu było widać różnicę – w przeciwieństwie do filmowych Rosjan byli czyści, uczesani i bardziej kolorowi. Hmmm… Zachód zawsze mami kolorami…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz