25 lip 2009

Pani Nika i klątwa

Dimka nie mówi już o naszym psie inaczej niż „pani Nika”. Jest to bowiem pies z charakterem. Często się obraża, nie pozwala na siebie krzyczeć (dosłownie „odszczekuje się”), ma swoje sympatie i antypatie, lepsze i gorsze nastroje. Dziś się na mnie obraziła, ale to już inna historia… Ciąży nade mną klątwa. Klątwa, która skazuje mnie na dożywotnie pranie w ręku. Robię to już od lutego i końca tej gehenny nie widać. Po wielu tygodniach „zbierania się” Dimka umówił się z Hongiem i razem przywieźli pralkę od rodziców. Połowa sukcesu, pomyślałam, teraz już pójdzie z górki, przyjdzie facet z serwisu, naprawi usterkę w ramach gwarancji i już! Potem się jakoś nie składało, wreszcie mechanik miał przyjść, zadzwonił dzień wcześniej, żeby potwierdzić termin. Wtedy okazało się, że on nie podłączy pralki – „przecież on nie jest hydraulikiem, on nie będzie się grzebał w rurach” i najpierw mamy wezwać hydraulika, a potem się umawiać z nim, mechanikiem. Dobrze, minęły kolejne dni, przyszedł hydraulik. Dla mnie szok: był punktualny, czysty i schludnie ubrany, grzeczny i inteligentny, i do tego niedrogi. Podłączył pralkę, ale nie sprawdzaliśmy jej, wiedząc, że ma usterkę. Można było znów umawiać się z mechanikiem z serwisu. Mechanik nie wprawił mnie w radosne zdumienie, okazał się bardzo standardowy, bo zapowiedział swoje przyjście na „w ciągu dnia”. Dimka, który wiódł z nim pertraktacje przez telefon, uprzedził mnie, że „facet jest dziwny”, a że znam Dimki tolerancję dla wszelkich wariatów i nieprzystosowańców, to zapalił mi się alarm. I rzeczywiście, świr. Przyszedł około 11, więc to przemawiało na jego korzyść. Dzwonek domofonu, Nika jak zwykle się rozdarła. Wyszłam na korytarz, żeby otworzyć drzwi na klatce schodowej, ona wyleciała za mną i nadal szczeka bez opamiętania. Podjechała winda, facet zaczął coś krzyczeć, nie wiedziałam o co chodzi, z jednej strony drze się pies, z drugiej mechanik… zrozumiałam jak odjechał. Za chwilę ponowny dzwonek domofonu, odbieram, a facet mówi, że jak jest pies w mieszkaniu, to on nie wejdzie. Ja mu odpowiadam, że pies nie gryzie, że ja go przytrzymam, ale świr jest ewidentnie w panice i krzyczy, że jak tak, to on w ogóle nie będzie wchodził! Odkrzyknęłam mu, że jak tak, to niech nie wchodzi! Wkurzyłam się strasznie i przy tej okazji oberwało się Nice, która przez cały ten czas niestrudzenie szczekała. Zwariować można! Dałam jej w tyłek i wtedy się na mnie obraziła: dostojnie zamilkła, położyła się na środku pokoju i patrzyła na mnie potępiająco. W absolutnej ciszy i bezruchu. W międzyczasie świr najwyraźniej stoczył wewnętrzną walkę i zdecydował się na jeszcze jedno podejście. I mówi mi, że wejdzie, jeśli ja zamknę psa. Odpowiadam mu, że pies jest już spokojny, a ja go nie zamknę, bo w mieszkaniu nie mam żadnych drzwi i po prostu nie mam jej gdzie zamknąć. Na co świr proponuje: to może w łazience?! W łazience będzie przecież pan! - odpowiadam mu załamana. Spytał mnie jeszcze o rasę. Mówię, że collie. Asocjacje collie ze słynną Lassie są w Rosji silne, wizja dzielnego ulubieńca wszystkich dzieci przekonała mechanika do wejścia. Błyskawicznie wbiegł do łazienki i zabarykadował się tam. Obrażona Nika odprowadzała go pogardliwym wzrokiem. W łazience wytłumaczył mi, że myślał, że tych „krokodyli” jest więcej niż jeden, że ma uraz z dzieciństwa i kazał mi stać na czatach, żeby w razie czego odgonić niebezpieczeństwo. Następne pół godziny rozmawialiśmy na przemian o pralce i psach, tj. „krokodylach”. Co do pralki, to okazało się, że klątwa pozostaje w mocy: pralka już działa, ale nie może pobierać wody, ponieważ jeśli odkręcę zawór, to fontanna bije z kibla. Mechanik zresztą tylko na moją gorącą prośbę ten zawór odkręcił, bo przecież „on w rurach nie pracuje”. Od razu po zademonstrowaniu mi „na sucho” działania pralki (oczyma duszy widziałam tam po kolei dżinsy, koszule i pościel) wyleciał z mieszkania jak z procy, każąc mi jeszcze „przytrzymać krokodyla”. Pani Nika nadal miała focha, więc nawet nie podniosła się ze swojego miejsca, tylko z wyższością popatrzyła w ślad za świrem. Musiałam przepraszać własnego psa i wkupiać się w jej łaski przysmakami. A pranie nadal robię ręczne…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz