25 lip 2009

28 marca 2009, Etno-rozmowy u Bena

Przedwczoraj znów była ruska internacjonałka: byliśmy u Bena w pięć osób i cztery narodowości. Ale cały wieczór upłynął nam pod znakiem kultury koreańskiej. Nie było to zaplanowane, zaczęło się spontanicznie od… psa. Dzień wcześniej Hong był u nas i bardzo intensywnie głaskał Nikę, do tego stopnia, że aż go ugryzła. Bezboleśnie i bez śladu, po prostu dała mu odczuć, że naruszył jej sferę prywatną. Śmialiśmy się, że wyczuła, iż Hong jest Koreańczykiem, a jak wiadomo, Koreańczycy jadają psy. Hong nie uznał tego za dobry żart i zaczął się tłumaczyć, że nie je psów. Ale czy jadł? No, jadł raz w życiu, dzieckiem będąc, zupełnie nieświadomie i bardzo żałuje, bo kocha psy. Im bardziej się tłumaczył, tym nam było weselej się nad nim pastwić: jasne, że „kocha” psy, na pewno wielu Koreańczyków „kocha” psy! Hong złapał się za głowę i zakrzyczał: „zawsze to samo, zawsze! Każdy mnie pyta, czy naprawdę jemy psy! Już nie mogę!” Moja etnologiczna dusza nie chciała zmieniać tematu, więc szybko wytłumaczyłam mu, że nie ma w tym nic złego, różne narody jedzą różne rzeczy, Francuzi jedzą żaby i ślimaki, my jemy zepsute ogórki i kapustę, etc. Hong przestał jęczeć, a ja wykorzystałam sytuację pytając o czarne zapiekane robaki, które widziałam na zdjęciach z Korei. Hong już się wyluzował, przekonał się , że traktuję go poważnie i z godnością odpowiedział, że to nie byle jakie robaki, ale jedwabniki w kokonach. I że są bardzo dobre. Dimka się włączył w opowieść, bo przecież też ich próbował, wyszło na to, że są pyszne i można je jeść jak chipsy, mniam-mniam. Jakoś tak płynnie przeszliśmy na… koreańskich szamanów. Okazuje się, że szamanizm w Korei jest bardzo popularny, Hong niedawno był u szamanki (to są zawsze kobiety), mama go zaprowadziła i kupiła mu jeszcze talizman, który Hong nosi. On sam nie do końca uwierzył w proroctwa szamanki (śmiał się, że na pewno pod stołem miała włączony Internet i go „zgooglowała”), ale jest pod dużym wrażeniem. Okazuje się, że podobnie jak fakirzy, koreańskie szamanki chodzą boso po ostrzach noży. Wygląda to tak, że najpierw rzucają na ostrza tkaninę, a one rozcinają ją bez trudu – dowód na to, że nie ma w tym żadnego oszustwa. Szamanka staje na ostrzach będąc już w transie, jej stopy krwawią, ale ona trzymając się jedną ręką poręczy zaczyna podskakiwać go góry! Publiczność mdleje i przeżywa. I wierzy. Szamanie biorą się stąd, że wcielają się w nich dusze zmarłych, które nie chcą opuścić ziemskiego padołu i piąć się coraz wyżej w kierunku nirwany. Buddyzm walczy z szamanizmem, a tym samym włącza go w swój świat wierzeń. Chrześcijaństwo – druga religia Korei, nie przyznaje istnienia szamanów. Buddyjscy egzorcyści hipnotyzują szamanów i usiłują przepędzić z nich obcego ducha. Możliwe jest to tylko na pierwszym etapie, zanim ofiara błądzącej duszy przeistoczy się w „prawdziwego” szamana. Hong opowiadał też o mnóstwie sekt, jakie istnieją w Korei. Sam określa się jako ateista, ale twierdzi, iż nawet mocno wierzący Koreańczycy zawsze dążą do oddzielenia religii od ich życia powszedniego. Zbawiać duszę – tak, ale w granicach zdrowego rozsądku, nie podważając osiągnięć nauki i nie hamując ogólnego rozwoju. Hong jest rusofilem. Z wielkim rozgoryczeniem opowiadał o tym, że ze względu na swój azjatycki wygląd wciąż jest zatrzymywany przez milicję, ma problemy z moskiewską biurokracją i bywa obrzucany obraźliwymi epitetami. A przecież kocha Rosję i tu jest jego dom. Tanja, Rosjanka, która także była obecna na spotkaniu, marzy z kolei o wyjeździe jak najdalej stąd, Rosji i Rosjan nie lubi i bardzo dobrze mówi po angielsku. Tak dobrze, że aż zapomina rosyjskie słowa…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz