Wioska Tai O, choć jest eksploatowana turystycznie, to zachowała w sobie wiele autentyczności. Owszem, jest bazar rybny, tam można kupić małże, ryby, kraby, surowe, suszone, gotowane, marynowane i wszelkie inne, można kupić też trochę pamiątek, ale poza tym wioska Tai O żyje swoim spokojnym rytmem, a mieszkańcy się turystami w ogóle nie przejmują. Ani nie zajmują.
Zupełnie inaczej jest z kompleksem Wielkiego Buddy, który zbudowany został po to, by przyciągać, zachwycać, oszałamiać. Do Buddy dotarliśmy we mgle, w mżawce. Przywitały nas przechadzające się po kompleksie krowy. Potem z mgły wyłaniały się postaci powracających turystów (dotarliśmy tam wieczorem, jako jedni z ostatnich), aż wreszcie ukazał się nam On. Dzieliło go od nas 260 chyba schodków. Wielki, okrągły, zadowolony, z wyciągniętą dłonią, z przyjaznym uśmieszkiem. Warto było się wspinać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
kuros
OdpowiedzUsuńjednak nie skusiłaś się na wpis. moze teraz, macie tak długo wolne?
chociaż tak dorywczo?
tęsknimy!
Wszystkiego naj naj w Nowym Roku, wszelkiego powodzenia. Tęsknimy coraz bardziej!
OdpowiedzUsuńMoskwicz
Tęskniemy:(((
OdpowiedzUsuń