30 mar 2011

Kim jest Navalny?

Miało być o Navalnym już dawno temu, ale nie mogłam się zebrać. Bo remont, bo dziecko, bo przeprowadzka, która na dobrą sprawę wciąż jeszcze trwa.

Kim jest Aleksiej Navalny? Dla niektórych to człowiek opatrznościowy, ratunek dla tonącej w korupcji Rosji, dla innych to "ustawka" - kremlowski bądź amerykański "projekt".

 Foto z bloga navalnyj.livejournal.com

Sam Navalny twierdzi, że działa, bo "nienawidzi ich wszystkich", bo ma ich już dość, podobnie jak i większość społeczeństwa. "Oni" - to rekiny biznesu, rzesza urzędników oraz wszyscy członkowie partii Jedna Rosja. Partię tę ochrzcił zresztą mianem "partii żulikov i vorov" czyli "partii oszustów i złodziei".

  Foto z bloga navalnyj.livejournal.com
Kim by nie był Navalny - na razie cieszy się milionowym poparciem. Dosłownie i w przenośni: na założoną przez niego firmę "RosPił", która ma za zadanie walczyć z korupcją w ciagu pierwszego dnia zbiórki pieniędzy wpłynął milion rubli. Sam Navalny twierdzi, że to nie tylko miara zaufania, jakim darzą go ludzie, ale także miara ich niezadowolenia z obecnej sytuacji. Ogólnie opinia jest taka, że dobrze, że pojawił się ktoś taki jak Navalny i weźmie się za rozgonienie bandy darmozjadów. Przy czym wielu dodaje: jest mi obojętne, czy to jest jakiś "projekt" czy nie, bo odwala kawał dobrej roboty.

Aleksiej Navalny to prawnik z wykształcenia, którego historia polityczno-społecznego sukcesu zaczyna się od tego, że jako mniejszościowy akcjonariusz dużego przedsiębiorstwa (nie pamiętam jakiego, może Gazpromu, a może jakiegoś innego) zażądał przedstawienia danych o finansach firmy. Będąc pewnym, że odbywa się tam jakiś przekręt i to na niemałą sumę, zaczął walczyć w sądzie o swoje prawa, pisząc o tym jednocześnie na blogu. Blog okazał się strzałem w dziesiątkę, bo skupił wokół niego setki tysięcy niezadowolonych i niepogodzonych z panującą sytuacją polityczną i gospodarczą. To kardynalnie nowa forma opozycji, z którą władze muszą się liczyć. A dla mnie to dowód na to, że społeczeństwo obywatelskie w Rosji zaczyna istnieć i to od razu w wielkim stylu. "Russkij Reporter" w swoim artykule o Navalnym pokazuje, że takich "małych Navalnych" jest znacznie więcej, a między wierszami czuć jakiś żal, a może i podejrzliwość, że jednego słychać tak dobrze, a o pozostałych nie wie nikt. Tymczasem odwalają taką samą robotę, a czasem nawet ryzykują znacznie więcej niż sam Navalny. No tak, ale nikt z nich nie posłużył się takim narzędziem, jakim jest internet. I nie skorzystał z tej tuby, która pozwala dotrzeć ze swoim głosem do tysięcy ludzi.

Popularność może jednak Navalnego zniszczyć. Z bloga przeniósł sie do radia i telewizji, jest zapraszany na konferencje, na spotkania z publicznością. Pytany, czy będzie kiedyś kandydował na prezydenta Rosji nie mówi "nie". Jednak dla większości nawet, jeśli swoimi akcjami stara się zbić polityczny kapitał, nie stanowi to żadnego problemu. Ważne, że jest uczciwy i tropi tych, którzy okradają państwo. 
Takie jest właśnie zadanie "RosPiła", który śledzi przede wszystkim państwowe zakupy oraz przetargi państwowych firm i instytucji. Znakomita większość z nich jest "ustawiona". Po publikacjach Navalnego na blogu większość przetargów i zakupów została odwołana. Licznik na stronie "RosPiła" pokazuje w tej chwili, że wyjawiono nadużycia na łaczną sumę 417 980 000 rubli, a dzięki interwencjom udało się powstrzymać nadużycia na łączną sumę 337 540 000 rubli. To musi robić wrażenie.

Navalny to bez wątpienia kontrowersyjna postać. Podejrzewany o nacjonalistyczne poglądy, o polityczne zapędy, wreszcie o to, że jest marionetką w rękach kogoś potężniejszego. Ale - powtórzę za tysiącami Rosjan - bez względu na to, jak jest naprawdę, szczerze mu kibicuję. Rób tak dalej, Navalny!

25 mar 2011

Niebezpieczeństwa czyhające na dziennikarza oraz news z Profsojuznej

O tym, że dziennikarstwo w Rosji jest niebezpieczne przekonał się nasz znajomy, korespondent duńskiej gazety. Przysłał nam wiadomośc, że podczas reportażu doznał wstrząsu mózgu. Rzeczywiście, naszą pierwszą myślą było: policja albo bandyci! Potem okazało się, że zderzył się z ... drzwiami. W Rosji na dziennikarza czyhają najróżniejsze pułapki.

A tymczasem u nas remont i przeprowadzka. Niedaleko, bo tylko z 12 na 3 piętro (to po rosyjsku, a po polsku z 11 na 2), ale metraż wyraźnie nam się powiększył, można powiedzieć, że dwukrotnie: kawalerkę zamieniliśmy na 2 pokoje. Czuję się teraz, jakbym zamieszkała w pałacu. Teraz musimy głośno krzyczeć, żeby się usłyszeć, a nawet zdarza się nam wołać "a gdzie jesteś?" :)

11 mar 2011

Rosja - dziki, stumilowy las?

Czytając cudze blogi oraz wspominając błędy młodości doszłam do wniosku, że... moje małżeństwo nie nosi najmniejszych oznak małżeństwa wielokulturowego! Nie ma w nim żadnych "etno-smaczków", żadnych kulturowych różnic, a co za tym idzie, konieczności ustępstw i kompromisów.
Nie ma żadnych różnic w podejściu do wychowywania Sofki, nie ma problemów językowych, co wynika chyba także z tego, że "rozumiemy się bez słów"... Różnice kulinarne, (a wiadomo, że kuchnia to ważny kulturowy wyznacznik), także nie wynikają z róznic narodowych, bo to, że ja uwielbiam makaron, a Dimka za nim nie przepada to nie jest raczej rezultat kulturowej przynależności.
Albo Rosjanie i Polacy są sobie kulturowo tak bliscy, albo znaleźliśmy się nieco z boku tradycyjnych podziałów.
To samo dotyczy moich rosyjskich znajomych, którzy nie stanowią już dla mnie źródła etnologicznych obserwacji. Mam wrażenie, że nie różnimy się wcale, tzn. nie bardziej, niż to wynika z różnic charakterologicznych, jakie pojawiają się w jednolitej narodowościowo grupie osób.Więcej etnologicznych spostrzeżeń miałam podczas kilkuletniego pobytu w Niemczech, gdzie nie udało mi się do końca pokonać poczucia obcości. I to pomimo pobytu dłuższego niż mój pobyt w Rosji, pomimo studiów i pracy, pomimo tego, że Berlin był o wiele bardziej przyjazny i gościnny niż Moskwa.

Jednak nie znaczy to, że wrosłam w moskiewską codzienność! Z tyloma rzeczami wciąż nie mogę się pogodzić i zaakceptować ich. Największym moim wrogiem jest rosyjska biurokracja. Zresztą wycelowana nie tylko w obcokrajowców, ale i w tuziemców, głównie w inogorodnych. Chociaż pewne zmiany już nastały (na przykład ułatwiono procedury rejestracji tymczasowej), to jednak zwykły obywatel ma wciąż pod górkę. Poza tym denerwuje mnie chaotyczny ruch uliczny. To też odrębna kwestia, można opisywać ją godzinami i  nie wyczerpać tematu. Dla pieszych zmorą są zastawione samochodami chodniki (brak miejsc parkingowych w całym mieście!), dla kierowców - samochody uprzywilejowane, tzw. migałki. Wielu polityków, biznesmenów i innej swołoczy, której to wcale nie prztysługuje, jedzie na sygnale, łamiąc przy tym zasady ruchu drogowego. Opinią publiczną co i raz wstrząsają informacje o wypadku, w którym giną niewinni ludzie, a ci, którzy jechali na sygnale pod prąd w swoich luksusowych samochodach wychodzą bez szwanku i na dodatek zostają uniewinnieni! Ponieważ jednak miarka się przebrała, to powstał ruch społeczny - grupa entuzjastów oraz osoby postronne, które im sporadycznie pomagają - walczący z tym bezprawiem na drogach. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez internetu (chwała technologiom!). Kto jest świadkiem złamania zasad ruchu drogowego albo co gorsza spowodowania wypadku przez nielegalnie posługujący się syreną pojazd nagrywa zdarzenie i wysyła na bloga aktywistów. Materiał dowodowy jest i nie jest już tak prosto sprawcy przekupić albo zastraszyć stróży porządku. Najgłośniejszy taki wypadek zdarzył się w zeszłym roku na Leninskim Prospekcie, kiedy to prezes LUKOILU jadąc pod prąd zderzył się z czołowo z samochodem, w którym jechały dwie kobiety. Obie zginęły na miejscu. Jedna była cenionym lekarzem, druga, jej synowa, osierociła trzymiesięczne dziecko. Biznesmen wyszedł bez szwanku, nie tylko z wypadku, ale i ze sprawy sądowej. Jak przeczytałam w jednym z ostatnich numerów "Russkiego Reportera", sprawa sądowa (apelacje) ciągną się nadal, ale o sprawiedliwośc walczy już tylko dziadek osieroconego dziecka - ojciec zmarł wkrótce po swojej żonie, dostał wylewu. Niedawno zdarzył się podobny wypadek, tym razem samochód polityka zderzył się czołowo z samochodem (prawidłowo!) prowadzonym przez 23-letnią dziewczynę. Ona w stanie ciężkim znalazła się w szpitalu, politykowi nic się nie stało, jego szofer zginął na miejscu. I może właśnie dlatego, że umarli nie mają głosu, winą obarczono szofera. A przecież główny sprawca siedział z tyłu. Ot, taka długa dygresja na temat niebezpieczeństw ruchu ulicznego.
Wracając do tego, co mnie w Moskwie drażni, to muszę jeszcze wspomnieć o wszechobecnym dymie papierosowym. Z wielką nadzieją wypatruję wprowadzenia ograniczenia palenia w miejscach publicznych. Na razie palić można wszędzie, a znaleźć kawiarnię czy restaurację z salą dla niepalących z prawdziwego zdarzenia (czyli cos innego niż trzy stoliki oddzielone od reszty sali wielkim rododendronem) to wciąż trudniejsze niż wejść do restauracji lub kawiarni z miejscami wyłącznie dla palących.
Kolejna moja zmora to niemożność swobodnego poruszania się z wózkiem (ten punkt poświęcam także niepełnosprawnym, których tu w ogóle nie widać, a przecież na pewno są - po prostu nie mają jak wyjśc z domu). Jeśli już chodnik jest niezastawiony przez samochody, to dlatego, że ma bardzo wysoki krawężnik. Większość stacji metra jest nieprzystosowana do podróży z wózkiem, podobnie jest z przejściami podziemnymi. Nie mówiąc już o sklepach, aptekach i urzędach.

Ten post jest częściowo odpowiedzią na pytanie mojej znajomej z Polski, która przysyłając mi link do mrożącego krew w żyłach reportażu Hugo-Badera "W Stumilowym Lesie" o morderstwach, pobiciach i zaginięciach dziennikarzy w Rosji, spytała: jak ty możesz żyć w tym dzikim kraju?

Sęk w tym, że im dłużej tu jestem, tym mniej wydaje mi się dziki. Na pewno po częsci to kwestia przyzwyczajenia, ale z drugiej strony... wiele zrozumiałam, a wiele z wyobrażeń o Rosji okazało się wymysłem i przesadą. Taką źle pojętą "egzotyką". Dla większości Polaków Rosja nie zmieniła się od lat 90-ych: mafia, "nowi Ruscy", bieda sąsiadująca z przepychem i gangsterskie strzelaniny w środku miasta w samo południe.
Zgadzam się z tym, że wiele ze straszności opisywanych przez polskich dziennikarzy jest prawdą. Ale zadaniem współczesnego dziennikarza jest także, aby swój produkt sprzedać - dlatego nie obywa się tu bez pewnej przesady, podkolorowania faktów i stworzenia atmosfery grozy. Dla przeciętnego człowieka, który nie angażuje się w politykę i chciałby sobie spokojnie i wygodnie żyć, największe problemy to te, które opisałam powyżej. Tę liste można jeszcze rozwinąć, można napisać o problemach w kursowaniu elektriczek, o drożyźnie, o problemach mieszkaniowych... Ale podobne zmory są udziałem większości dużych miast na całym świecie. A Moskwa nie jest chyba bardziej niebezpieczna niż na przykład Nowy Jork.

Moja odpowiedź, jeśli ma byc krótka i węzłowata, to będzie brzmiała tak: żyje mi się tu normalnie. Raz lepiej, raz gorzej. Mam nadzieję, ze z każdym rokiem będzie coraz lepiej. Wierzę w rozwój społeczeństwa obywatelskiego w Rosji i w to, że głos "zwykłych ludzi" okaże się w wielu ważnych kwestiach dotyczących codzienności decydujący. O tym, że to nie mrzonki świadczyć może działalność Aleksieja Nawalnego - zwykłego człowieka, który chce, żeby w Rosji żyło się lepiej. O nim napiszę wkrótce.

9 mar 2011

Cymes, kanfietka i mniód :)

Humorystyczny efekt prezydenckiej decyzji o zamianie milicji w policję. O tym chyba nikt nie pomyślał :)

 

3 mar 2011

Moje miasto, a w nim...

Zniknął Łużkow i od razu zaczęło się dziać. Nie jestem aż taką optymistką, by wierzyć, że u steru znalazł się człowiek, któremu dobro miasta leży na sercu, ale w każdym razie pod wpływem presji "odgórnej" i "oddolnej" tacy ludzie dostali prawo głosu. I oto pierwsze rezultaty: padła propozycja uczynienia z centrum Moskwy strefy zabytkowej, w której ograniczone zostaną nowe budowy. Nowe budynki będą powstawać, ale mają się komponować architektonicznie z otoczeniem, a preferowane style to klasycyzm, secesja i konstruktywizm. Natomiast najpopularniejszy obecnie styl architektoniczny "high-tech" został określony jako "irytujący".
Poza tym budki i kioski mają zostać ujednolicone, a ch wygląd dopasowany do otoczenia. Maja też zniknąć reklamy wiszące nad ulicami, a wszystkie reklamy w mieście mają mieć jeden wzorzec.
W przyszłości ma ruszyć szybki tramwaj, a bramki biletowe w autobusach, tramwajach i trolejbusach, które teraz stoją przy pierwszych drzwiach i powodują ogromny zator także mają zniknąć.
Zdaje się więc, że idzie ku lepszemu!

1 mar 2011

Polecam: lody i apetyczne morderstwo

Skoro mamy wiosnę (w Rosji od 1 marca), to kwestia spożywania lodów nie powinna już budzić żadnych kontrowersji (patrz: komentarze do posta o bombie :). Dlatego śmiało polecam wszystkim moskwiczom i moskowianom lody o smaku tiramisu "Wkuslandia". Z budki takiej jak ta:

Foto ze strony firmy "Iceberry"


Na nieszczęście taka budka stoi nieopodal mojego bloku... 
A jak się je lody, to dobrze jest poczytać coś mrożącego krew w żyłach - dla większego efektu. Wspomniana przeze mnie seria "Lekarstwo na nudę" to wydawane od 2001 roku kryminalne bestsellery z całego świata, które wybiera i firmuje swoim nazwiskiem Borys Akunin. Wydano ich już prawie dwieście, więc lektury starczy na długo. Wśród autorów znalazł się znany w Polsce (a przeze mnie nie bardzo lubiany) Mankell oraz van Gulik (za którym szaleję). Co więcej, ta seria ma dwie ogromne zalety: ładne okładki i niską cenę! 


Foto z Wikipedii
 
Przyjemnej lektury i smacznego!